Rzeczywiście, znaki były dziwne, trzy kręgi średnicy ośmiu metrów, połączone korytarzami. To było rok temu. I nie są to jedyne takie twory, jakie pojawiły się w Polsce. Tylko patrzeć, jak pojawią się znowu, bo w Anglii tegoroczny sezon na znaki już rozpoczęty, „moce” dały o sobie znać.
Południowa Anglia, miejscowość Avebury w hrabstwie Wiltshire, wieczorem jeszcze ich nikt nie widział, rano już były: ogromne kręgi i spirale wycięte i wygniecione w zbożu. Ich średnica sięga 18 m. Pani Lucy Pringle, brytyjska ekspertka od takich znaków, przybyła bez zwłoki, aby je sfotografować. Kataloguje takie znaki od 20 lat. – Wśród setek, jakie uwieczniłam, nie ma dwóch identycznych – wyjaśnia.
Brytyjczycy nazywają je crop circles – kręgi plonowe, zasiewowe. Jest tu także pewien niuans, bo może to oznaczać „kręgi kulturowe”. Po niemiecku – Kornkreise. Francuzi, jak zwykle po swojemu, nazywają je agroglifami, czyli glifami rolnymi, w odróżnieniu od petroglifów, to jest glifów (rytów) naskalnych. W Polsce nie przyjęła się jedna nazwa, mówi się o kręgach zbożowych, agroznakach, agrosymbolach, agroformacjach. Tak czy inaczej, najlepiej widać je z lotu ptaka. Często są to bardzo precyzyjnie wykonane figury, koła, kwadraty, owady, labirynty. Zwolennicy sił nadprzyrodzonych nie dają się przekonać żadnym argumentom, uważają, że nie można takich rzeczy wyciąć czy wygnieść w ciągu jednej nocy – i już. No, chyba że UFO...
A naukowcy swoje – że można, o ile wcześniej figurę starannie narysuje się na papierze – i już. Twórcy graffiti też są nieuchwytni, choć nie nadprzyrodzeni. A metoda realizacji agroglifów jest prosta: sznurek, palik, taśma miernicza – do wyznaczenia figury, i ręczny ogrodniczy walec do wygniatania zboża, rzepaku, saradeli i co tam akurat rośnie. Golono, strzyżono, jedni – że kosmici albo emanacja energii, drudzy – że podstawy geometrii i zmysł estetyczny. Do zgody między nimi nie dojdzie nigdy.
[srodtytul]Diabelska sprawa[/srodtytul]