8 stycznia, gdy tysiące Brytyjczyków i Amerykanów były pozbawione elektryczności z powodu huraganowego wiatru, w lotnictwie pasażerskim nad Atlantykiem dochodziło do niecodziennych zdarzeń. Wiele lotów transkontynentalnych trwało znacznie krócej, niż przewiduje „rozkład jazdy".
Rekordowy pod tym względem był lot 114 British Airways. Boeing 777 wystartował z lotniska JFK w Nowym Jorku o 22.50 i wylądował w Londynie na Heathrow o 9.06 – lot trwał 5 godzin i 16 minut, niemal półtorej godziny krócej niż planowy czas przelotu. Maszyna osiągnęła prędkość 1200 km/h, niewiele niższą od prędkości dźwięku na wysokości 10 tys. metrów, tj. 1225 km/h, i nie spaliła ani grama benzyny więcej, przeciwnie, zaoszczędziła ją. Natomiast wiele maszyn lecących z Europy do Ameryki musiało lądować tuż po przebyciu oceanu, na Wschodnim Wybrzeżu USA, czego normalnie nie robiły, aby uzupełnić paliwo, bez czego nie dotarłyby do lotniska docelowego.
Atmosferyczny chaos
Powodem tej anomalii jest prąd strumieniowy. To wiatry wiejące na półkuli północnej z zachodu na wschód. Jest to specyficzny czynnik wpływający na klimat półkuli północnej. Prąd strumieniowy jest silniejszy zimą, ponieważ powstaje pod wpływem różnicy temperatur między Arktyką a strefą tropikalną. Na wysokości, na jakiej nad Atlantykiem latają maszyny pasażerskie – 10–12 tys. metrów – prądy strumieniowe wieją zazwyczaj z prędkością około 100 kilometrów na godzinę. To dzięki temu lot z Nowego Jorku do Warszawy trwa planowo około godziny krócej niż lot z Warszawy do Nowego Jorku. Ale w styczniu prąd strumieniowy wiał kilkakrotnie z prędkością 300 km/h. To był powód zaskoczenia pasażerów podczas transatlantyckich lotów.
Dr Jennifer Francis, klimatolog z Uniwersytetu Rutgers w New Jersey, bada wpływ globalnego ocieplenia na prądy strumieniowe. Swoje obserwacje i wnioski przedstawiła w Londynie na konferencji poświęconej temu zagadnieniu zorganizowanej przez brytyjskie Royal Society. Ustaliła ona, że w ciągu ostatnich dwóch lat nastąpił „atmosferyczny chaos".
– Prądy strumieniowe były nienormalnie silne w ciągu dwóch ostatnich zim, cykle meteorologiczne przestały być regularne i należy się spodziewać, że tak będzie w nadchodzących latach – uważa dr Jennifer Francis. Zdaniem amerykańskiej badaczki liczba i częstotliwość turbulencji na trasie między Ameryką Północną a Europą podwoi się do 2050 roku. Będą one także silniejsze o 10 do 40 proc. od doświadczanych przez pasażerów obecnie.
– Samoloty pasażerskie nad północnym Atlantykiem przebywają w strefie turbulencji 1 proc. czasu lotu, w połowie stulecia będzie to dwukrotnie dłużej. A to oznacza, że media coraz częściej będą przekazywały informacje w rodzaju: „Samolot spadał 3 kilometry", „Pasażerami rzucało pod sufit". Nie wiemy, czy samoloty to wytrzymają, nie są one projektowane z myślą o takich warunkach, zostaną poddane działaniu sił, do jakich nie zostały przystosowane – ostrzega dr Jennifer Francis.