Teoretycznie umowę pośrednictwa powinno się podpisać w siedzibie firmy, z której usług chce się skorzystać. W praktyce bywa z tym różnie. Często robi się to w ostatniej chwili, na kolanie. W ten sposób zaoszczędza się niewątpliwie czas, niesie to jednak ze sobą pewne ryzyko. Jeżeli odwiedzi się agencję w jej siedzibie, to trudniej jej zniknąć bez śladu z dnia na dzień. Daje to też pośrednikowi większą wiarygodność. Wielu pośredników wręcza swoim pracownikom pełnomocnictwa do zawierania umów. Często kupujący lub sprzedający mieszkanie nigdy nie widzi osoby odpowiedzialnej za realizację umowy.
Najpopularniejszy rodzaj umowy pośrednictwa to tzw. otwarta. Oznacza to, że kupujący zawiera umowę z wieloma biurami na czas nieokreślony, np. do momentu znalezienia kupca na lokal. Termin wypowiedzenia jest różny i wynosi zwykle od miesiąca do dwóch.
W takiej umowie pośrednik reprezentuje na ogół obie strony transakcji. Bardzo trudno to pogodzić. Kupujący chce nabyć lokal jak najtaniej, a sprzedający zbyć go jak najdrożej. Jest to niewątpliwie wada takich umów. Można pomyśleć o tym, by umowa podała konkretną kwotę wynagrodzenia dla pośrednika, niezależną od ceny mieszkania. Rzadko jednak to się zdarza.
Warto także spytać agenta, czy korzysta z systemu MLS (www.mls.org.pl). Jest to internetowy system wymiany ofert między pośrednikami. Pośrednik wrzuca tam twoją ofertę (np. że chcesz sprzedać mieszkanie), a inni agenci szukają kontrahenta. Do tego systemu można wprowadzać tylko umowy na wyłączność.
Decydując się jednak na umowę na wyłączność, wiążemy się z jednym pośrednikiem. Oznacza to, że nie wolno korzystać z usług innego agenta. Taką umowę zawiera się na określony czas, najczęściej na rok. Podpisuje się więc umowę z jedną agencją, a informacja o nieruchomości jest przekazywana dziesiątkom biur. Jest w tym i haczyk. Jeśli mieszkanie sprzeda się samemu, bez udziału takiego pośrednika, to i tak trzeba mu zapłacić.