Reklama

Eufonie stały się silną marką

Ten festiwal może być wsparciem dla polskiej racji stanu, bo kultura naszego regionu to nie jakieś peryferia Rosji, ale rdzeń europejskiej tożsamości – mówi Robert Piaskowski dyrektor Narodowego Centrum Kultury.

Publikacja: 01.10.2025 05:49

Robert Piaskowski, dyrektr Narodowego Centrum Kultury

Robert Piaskowski

Robert Piaskowski, dyrektr Narodowego Centrum Kultury

Foto: Grzegorz Karkoszka

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie są cele i założenia festiwalu Eufonie?
  • W jaki sposób Eufonie podkreślają wkład polskich i środkowoeuropejskich twórców w kulturę europejską?
  • Jak zmienia się znaczenie regionalizmu w kontekście festiwalu Eufonie wobec aktualnych wydarzeń politycznych?
  • W jaki sposób festiwal Eufonie rozwija współpracę z zagranicznymi i krajowymi partnerami kulturalnymi?
  • Jak festiwal Eufonie przyczynia się do rozwoju i promocji kultury lokalnej oraz tworzenia artystycznych partnerstw?

Festiwal Eufonie miał wedle początkowych założeń przybliżać kulturę i tradycje naszego regionu. Ale czy w obliczu sytuacji politycznej 2025 roku ma też stanowić próbę pokazania jedności Europy środkowo-wschodniej?

To bardzo ważne pytanie. Gdy tworzyliśmy Eufonie, nie chodziło nam o powstanie kolejnego warszawskiego festiwalu, a o ideę o wymiarze makroregionalnym, która ma istotne znaczenie dla dyplomacji środkowoeuropejskiej. Chcieliśmy być nie tylko platformą dla kultury światowej, ale też pokazywać głos własny, kanon polski i środkowoeuropejski. Uważamy, że ten festiwal może być wsparciem dla polskiej racji stanu, że kultura naszego regionu to nie jakieś peryferia Rosji, ale rdzeń europejskiej tożsamości. Dlatego w festiwalowym programie znajdziemy oczywistości, w tym Chopina, którego wpływ na Europę chcemy akcentować. Jest rzecz jasna Szymanowski jako mistrz dialogu z Europą i źródło nowoczesności w muzyce polskiej. A także Lutosławski, Penderecki czy Górecki, twórcy, którzy w XX wieku podejmowali tematy i doświadczenia wojny, totalitaryzmu i duchowości w kontrze do rosyjskiej kulturowej dominacji. Chcemy podkreślać, że w naszym regionie następowała nieustanna wymiana myśli i idei, stąd mocno akcentujemy w obecnej edycji narodowe relacje rodzeństwa Bacewiczów-Bacevičiusów czy z okazji 150. rocznicy urodzin przybliżamy artystę Mikalojusa Konstantinasa Čiurlionisa, który studiował w Warszawie, a stał się narodowym twórcą litewskim. Nie będą to tylko rocznicowe wydarzenia, bo na przykład za rok planujemy w Warszawie na Eufoniach prapremierę nieukończonej opery Čiurlionisa „Łomnica”, którą mają zrealizować litewscy inscenizatorzy.

Reklama
Reklama

Regionalizm, który miał być podstawą Eufonii, gdy je tworzono, w obecnej sytuacji ma zupełnie inną wagę.

To, o czym pan mówi, nie dotyczy tylko naszego festiwalu, ale większości instytucji. Dziś jest czas, gdy na sceny narodowe muszą w szczególny sposób poczuć swoją odpowiedzialność za kreowanie repertuaru i za udostępnienie sceny dla artystów z Europy Środkowo-Wschodniej. A Eufonie stają się bardzo potrzebne jako festiwal będący ambasadorem polskiej kultury w Europie i muszą pokazywać, że Polska i region są równorzędnym źródłem kultury wysokiej. chciałbym, aby był to festiwal pojmowany jako laboratorium tożsamości, w którym zestawiamy repertuar polski ze środkowoeuropejskim i pokazujemy dialog, a zamiast imitacji – przenikanie i nieustanną interferencję stylów, tradycji, artystycznych języków. Potrzebujemy festiwalu, który jest silną marką międzynarodową, jak Festiwal Enescu w Rumunii, Salzburg czy festiwal w Lublanie. Poza oczywistym kontekstem środkowoeuropejskim interesują nas także wątki bałtyckie, co potwierdza tegoroczny program. W naszym kręgu zainteresowań są też Bałkany: Chorwacja, Serbia, Gruzja czy Macedonia.

Czy zagraniczni partnerzy, których nie mieliście na początku festiwalu, teraz zaczynają rozumieć siłę tego regionalizmu?

Myślę, że imperializm Rosji spowodował zwiększenie świadomości, że obrona granic to dzisiaj przede wszystkim obrona tożsamości kulturowej. To jest bardzo widoczne na przykład w polityce Litwy, która może poszczycić się najbardziej imponującą, precyzyjną strategią dyplomacji kulturalnej i pozycjonowaniem własnej kultury na licznych festiwalach zagranicznych. Bardzo udany był sezon kulturalny polsko-rumuński, który przyniósł wieloaspektową współpracę naszych krajów, a uroczyste zakończenie tego sezonu odbędzie się i w Krakowie, i w Warszawie koncertem Filharmonii George Enescu z Bukaresztu. Bardzo zainteresowana jest takimi regionalnymi kontaktami Chorwacja, gdzie dobrze znanym kompozytorem jest Zygmunt Krauze, a my z kolei na Eufoniach zaprezentujemy teraz „Pasję” Berislava Šipuša.

Reklama
Reklama

Zaczynaliście jako impreza czysto warszawska, w tym roku festiwalowe wydarzenia organizujecie w dziesięciu polskich miastach i również zagranicą.

Często możliwość takiego działania wynika z zamówienia konkretnego projektu, bo wówczas dla naszego partnera bardziej korzystne jest, również ze względów ekonomicznych, by odbył się on także u niego na miejscu a my uruchamiamy także jego pozyskanych wcześniej partnerów. Tak było choćby w przypadku współpracy z Filharmonią w Bukareszcie, która sama zabiegała, by program festiwalowego koncertu zagrać również u siebie i otrzymała mocniejsze dofinansowanie ministerstwa w swoim kraju. I choć Narodowe Centrum Kultury nie może (usunięte) ze swej natury finansować wydarzeń organizowanych za granicą, bo tym zajmuje się Instytut Adama Mickiewicza – to współpraca z partnerami pozwala te ograniczenia przekraczać. My mogliśmy zorganizować finał Sezonu Kulturalnego Polska-Rumunia w Krakowie, czego z kolei nie mógł zrobić IAM działający głównie za granicą. Doświadczenia pierwszego sezonu polsko-rumuńskiego są arcybogate, a takie wzajemne projekty uczą tego, że niezbędne staje się partnerstwo z instytucjami, które mają statutowe możliwości, by nas wesprzeć. Przy Čiurlionisie działamy razem z Filharmonią Narodową Litwy i innymi podmiotami, choćby Instytutem Kultury Litewskiej w Warszawie. Tak rodzą się więzi, które potem okazują się znacznie trwalsze niż jednorazowy event.

A w kraju łatwo jest Eufoniom znaleźć partnerów?

Bardzo o to zabiegamy i poszukujemy sytuacji, w których także partnerom zależy na współpracy i współorganizacji. Eufonie to silna marka. Wiele instytucji traktuje jako zaszczyt współpracę pod tym szyldem. Ja tak rozumiem także rolę Narodowego Centrum Kultury, które powinno dawać impulsy do powstawania rozmaitych sieci w różnych dziedzinach. A finansując część festiwalowych projektów, uzyskujemy dzięki temu trzykrotnie więcej. Gdy planowaliśmy wykonanie „Pasji” Krzysztofa Pendereckiego, powstała w rezultacie trasa koncertowa współorganizowana przez Filharmonie – Narodową i Krakowską, a obejmująca także Dębicę i Lusławice. Filharmonia Śląska ze swoim koncertem zagra w Katowicach, przyjedzie do Warszawy, ale też i do Opola, gdzie dotąd Eufonie nie były obecne. Razem jesteśmy w stanie zrobić więcej, a publiczności nie brakuje. Jest to wyjście poza ograniczenia festiwalu organizowanego w jednym wyłącznie miejscu.

Niemal wszystkie ważniejsze polskie instytucje kulturalne mają w szyldzie przymiotnik: narodowy, co często jest odbierane jako obowiązek reprezentacyjny. Ale instytucja narodowa powinna też czuć konieczność po prostu docierania do ludzi, by oni razem poczuli pewną wspólnotę.

Kiedy jeżdżę po kraju, jestem mile zaskoczony, jak pozytywnie jest postrzegana marka Narodowego Centrum Kultury. My wspieramy rozwój kultury lokalnej i nawet jeżeli ten festiwal powstał jako impreza o znaczeniu nie tylko artystycznym, ale i politycznym, to polską rację stanu powinniśmy także rozumieć jako pozyskiwanie do niego jak największej liczby ośrodków, które wierzą w ideę środkowoeuropejską i ją pielęgnują. Inną sprawą jest i to, że tak duże przedsięwzięcie jak wykonanie „Pasji” Pendereckiego jest trudne do udźwignięcia finansowego i logistycznego dla jednej instytucji. Natomiast staje się możliwe, kiedy ten wysiłek rozkłada się na kilku partnerów i dochodzi do bardzo kreatywnych montaży budżetu. Opowieść o finansowaniu takich projektów mogłaby być tematem osobnego wywiadu, bo kultura i jej rozwój zależeć będą w najbliższym czasie nie od komfortowego finansowania centralnego, ale od impulsów, jakie się odbiera z całego otoczenia. Wzeszłym roku wykonaliśmy „Siedem bram Jerozolimy” Pendereckiego w Dębicy i było to autentyczne święto dla miasta. Słuchacze mówili, że ten koncert był dla nich wielkim przeżyciem. Słysząc ich podziękowania, można czuć się spełnionym.

Tegoroczny program Eufonii zawiera wiele ciekawych nazwisk. Znaczna ich część nie jest zbytnio znana polskiej publiczności. A na co pan czeka szczególnie?

Czekam bardzo na muzykę George Enescu, którą lubię, ale mam mało możliwości posłuchania jej u nas na żywo. Czekam na znaną mi do tej pory tylko z płyty „Pasję” Šipuša. Ten kompozytor przyjaźni się z Zygmuntem Krauzem i tak się skontaktowaliśmy. Z utworem Šipuša przyjeżdża Chór i Orkiestra Chorwackiego Radia i Telewizji z Zagrzebia. Od dawna chciałem też pokazać w Polsce projekt „Makedonissimo”, ale nie mogliśmy dopasować terminów. Teraz nareszcie się udało, to jest niesamowite wielobarwne opracowanie macedońskich pieśni i tańców, po które sięgnął wybitny pianista Simon Trpčeski z grupą żywiołowo grających muzyków.

Reklama
Reklama

Bardzo ciekawy jest ambientowy projekt Stefana Wesołowskiego „Song of the Night Mists”, który wspólnie z Nadbałtyckim Centrum Kultury zostanie wykonany w kościele św. Jana w Gdańsku szczycącym się znakomitymi, barokowymi organami, które zostaną oczywiście wykorzystane. Z kolei środkowoeuropejski minimalizm muzyczny stał się tematem instalacji „Natura świata” opracowanej przez Katarzynę Mikołajczyk i Iwo Jedyneckiego w reżyserii Tomasza Cyza. Będzie miał ciąg dalszy, bo w przyszłym roku pojedzie najprawdopodobniej do Stambułu i Wilna.

Eufoniom chyba ciągle brakuje możliwości, by pewne pomysły nie stały się jednorazowymi wydarzeniami, ale by potem wiodły już samodzielne życie.

Ale staramy się to rozwijać i „Natura świata” jest tego przykładem. Za rok chcemy przypomnieć operę Aleksandra Nowaka „Głos Potwora” wspólne przedsięwzięcie Malta Festival, Opery Bałtyckiej i NCK-u. Znam dobrze problemy artystycznych efemeryd z czasów mojej działalności w Krakowie, gdzie narodziło się wiele zamówionych przez nas dzieł, a które z powodu różnych problemów nie miały dalszego ciągu. Czasami jest to także kwestia ambicji kuratorów, którzy chcą mieć u siebie ambitne projekty, coś wyjątkowego, niepowtarzalnego, tylko wtedy każdy, kto po nich to powtórzy, będzie epigonem. Publiczność jest niezmierzona i w ten sposób zyskujemy szanse, by ją stale powiększać. Spada też na nas odpowiedzialność za dzieła, które są wartościowe i powstały przy nakładzie twórczym wielu osób, zatem powinny żyć w żywym dialogu z publicznością, tym bardziej, jeśli nie doszło do ich rejestracji filmowej czy radiowej. Wierzę, że uda się w przyszłości zrealizować w ramach Eufonii kilka takich świetnych powrotów.

Z tego artykułu dowiesz się:

  • Jakie są cele i założenia festiwalu Eufonie?
  • W jaki sposób Eufonie podkreślają wkład polskich i środkowoeuropejskich twórców w kulturę europejską?
  • Jak zmienia się znaczenie regionalizmu w kontekście festiwalu Eufonie wobec aktualnych wydarzeń politycznych?
  • W jaki sposób festiwal Eufonie rozwija współpracę z zagranicznymi i krajowymi partnerami kulturalnymi?
  • Jak festiwal Eufonie przyczynia się do rozwoju i promocji kultury lokalnej oraz tworzenia artystycznych partnerstw?
Pozostało jeszcze 96% artykułu

Festiwal Eufonie miał wedle początkowych założeń przybliżać kulturę i tradycje naszego regionu. Ale czy w obliczu sytuacji politycznej 2025 roku ma też stanowić próbę pokazania jedności Europy środkowo-wschodniej?

To bardzo ważne pytanie. Gdy tworzyliśmy Eufonie, nie chodziło nam o powstanie kolejnego warszawskiego festiwalu, a o ideę o wymiarze makroregionalnym, która ma istotne znaczenie dla dyplomacji środkowoeuropejskiej. Chcieliśmy być nie tylko platformą dla kultury światowej, ale też pokazywać głos własny, kanon polski i środkowoeuropejski. Uważamy, że ten festiwal może być wsparciem dla polskiej racji stanu, że kultura naszego regionu to nie jakieś peryferia Rosji, ale rdzeń europejskiej tożsamości. Dlatego w festiwalowym programie znajdziemy oczywistości, w tym Chopina, którego wpływ na Europę chcemy akcentować. Jest rzecz jasna Szymanowski jako mistrz dialogu z Europą i źródło nowoczesności w muzyce polskiej. A także Lutosławski, Penderecki czy Górecki, twórcy, którzy w XX wieku podejmowali tematy i doświadczenia wojny, totalitaryzmu i duchowości w kontrze do rosyjskiej kulturowej dominacji. Chcemy podkreślać, że w naszym regionie następowała nieustanna wymiana myśli i idei, stąd mocno akcentujemy w obecnej edycji narodowe relacje rodzeństwa Bacewiczów-Bacevičiusów czy z okazji 150. rocznicy urodzin przybliżamy artystę Mikalojusa Konstantinasa Čiurlionisa, który studiował w Warszawie, a stał się narodowym twórcą litewskim. Nie będą to tylko rocznicowe wydarzenia, bo na przykład za rok planujemy w Warszawie na Eufoniach prapremierę nieukończonej opery Čiurlionisa „Łomnica”, którą mają zrealizować litewscy inscenizatorzy.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Muzyka popularna
Bracia Kacperczyk: chcemy poruszyć ważne tematy
Muzyka popularna
System Of A Down i The Weeknd na PGE Narodowym
Muzyka popularna
Lennon i Ono na podsłuchu FBI oglądają świat w telewizji i protestują przeciwko wojnie
Muzyka popularna
WaluśKraksaKryzys: Nie zaśmiecajmy myśli durnymi, clickbajtowymi wyrobami artykułopodobnymi
Muzyka popularna
Konkurs Eurowizji: bojkot Izraela za Strefę Gazy? Kolejny kraj chce się wycofać
Muzyka popularna
David Byrne na nowej płycie uczy pogody życia w niełatwym świecie
Muzyka popularna
Dawid Podsiadło: Bardzo się tym jaram
Muzyka popularna
Polska fonografia wyprzedziła szwajcarską i szwedzką. Sobel liderem wśród Polaków
Reklama
Reklama