Ta płyta przyniosła kwartetowi Metallica sławę i przekleństwo: z jednej z wielu trashmetalowych formacji uczyniła największą do dziś gwiazdę ciężkich brzmień swojej generacji, ale też sprawiła, że grupę oskarżono o komercjalizację. Innym kosztem były dramaty życiowe i rodzinne, jakie towarzyszą nagłej popularności. Fakty są niepodważalne: „Black Album", jak nazwano krążek z wężem na czarnej okładce, jest najczęściej kupowaną płytą ostatnich trzech dekad. Rozeszła się na świecie w 30 mln.

Album zapisał się na listach przebojów kompozycjami „Enter Sandman", „The Unforgiven", „Nothing Else Matters", „Wherever I May Roam" i „Sad but True", łącząc melodyjność, dynamikę, co było wyjątkowe na tle innych przedstawicieli gatunku.

Grupa przełamała impas, w jakim znalazła się po nagraniu fatalnie brzmiącego albumu „Justice For All". Przy „Black Album", piątym w dyskografii, po raz pierwszy współpracowała z producentem Bobem Rockiem. Muzyków zaintrygował zrealizowany przez niego wcześniej „Mr Feelgood" Motley Crue.

Czytaj więcej

„Chciałem być": Krzysztof Krawczyk powraca

Nagrania przebiegały pośród licznych konfliktów. Zespół i producent deklarowali, że już nigdy więcej się nie spotkają, ale po sukcesie pracowali razem aż do czasu „St Anger" (2003). Jednocześnie grupa stała się zakładnikiem swojego sukcesu i nigdy już go nie powtórzyła, choć także kolejne płyty sprzedawały się dobrze, a każde tournée gościło na stadionach. Z czasem sława wyprodukowała potwora, z czego muzycy zwierzali się w dokumencie „Some Kind of Monster".