Nie chodzi o nagrody

Najbardziej Wiarygodny Dziennikarz Roku 2007. Tomasz Lis

Publikacja: 04.03.2008 04:56

Nie chodzi o nagrody

Foto: Rzeczpospolita

Red

Co jest dla pana najważniejsze w życiu?

Tomasz Lis: Żyć w zgodzie ze sobą. Mimo że czasem trzeba za to zapłacić sporą cenę, łamać konwencje czy zachowywać się wręcz absurdalnie z racjonalnego czy finansowego punktu widzenia.

Wydaje się, że nieźle sobie pan radzi: robi pan to, co chce i dobrze zarabia.

Tak, robię co chcę, ale dwa razy traciłem pracę i choć raz ja ją zmieniłem, a drugi raz ona zmieniła mnie, za każdym razem przyczyną była nie porażka, lecz sukces. W normalnej sytuacji sukces pozwala zacząć czerpać profity z wykonanej pracy. Ja natomiast za każdym razem muszę zaczynać wszystko od nowa. Ile razy jeszcze będę miał siłę, ochotę, energię, by zaczynać od początku? Na razie wciąż mam.

Może trzeba zostać własnym szefem?

Zaczynam nim być. Ale nawet będąc sam sobie szefem, muszę się liczyć z wymaganiami i warunkami stawianymi przez innych. Nawet budki z marchwią i ziemniakami nie można postawić w dowolnym miejscu, gdzie tylko się chce. Pełną swobodę to można mieć jedynie w Internecie.

Ale pan jest gwiazdą, a nie właścicielem budki z marchwią.

A polski rynek telewizyjny nie jest prawdziwym rynkiem. Po pierwsze, jest koncesjonowany, po drugie, nie ma tu prawdziwych gwiazd telewizyjnych. Z gwiazdami w Polsce jest trochę jak ze stelażem do bagażu podręcznego na lotnisku – jak chcesz wejść z walizeczką na pokład, to ona się musi zmieścić w tym stelażu. W Polsce nie gwiazdy, a właściciele nadają ton telewizji. W dwie minuty mogą się każdego pozbyć.

Czy nie jest tak wszędzie?

Nikt nie pozbywał się Petera Jenningsa, Dana Rathera czy Barbary Walters. Byli w jednej stacji po 20 – 30 lat, a te robiły wszystko, by im pomóc. W Stanach jest tak, że jeżeli telewizyjna gwiazda nie zrobi czegoś obraźliwego, nie popełni zawodowego samobójstwa, to ma silniejszą pozycję niż menedżer. W Polsce jest dokładnie odwrotnie.

Co pana inspiruje?

Kiedyś w zawodowych sprawach inspirował mnie strach. Najpierw strach, że nie zdążę wykorzystać tej wielkiej szansy, jaką dostałem. Że ona lada moment się skończy. A dla mnie wszystko było niesamowite: wielka polityka, Wałęsa, Mazowiecki. Marzyłem o Ameryce i oto byłem w Ameryce i znów się bałem, że to się za chwilę skończy. Dziś już wiem, że niezależnie od tego, co będzie za rok, dziesięć, 15 lat, już dokonałem paru rzeczy i tego nikt mi nie zabierze. Dalej najlepszym programem informacyjnym w TVN będą „Fakty”, w Polsacie – „Wydarzenia”. Książek mi też nikt nie zabierze. Różnica między Polską a Ameryką polega na tym, że tam najtrudniej jest osiągnąć sukces, a u nas najtrudniej go utrzymać. Naprawdę trzeba się nieźle napracować, by nie poddać się polskiemu piekiełku. Szczególnie jeśli się nie chce być sformatowaną zabawką w rękach dyrektora programowego, prezesa czy właściciela.

Rozumiem, że strach motywował pana dawniej. A dziś co to jest?

Po pierwsze, nie chcę spaść do drugiej ligi. Poza tym wiem, że w życiu wygrałem los na loterii. Zawdzięczam go tym wszystkim fantastycznym ludziom, którzy ryzykowali swoje kariery, normalne życie i komfort zawodowy po to, by w Polsce było normalnie. Można się czepiać szczegółów, ale Polska to nieskończenie normalniejszy kraj niż 20 lat temu. Czuję się beneficjentem poniesionych przez innych ofiar, ryzyka, czyjegoś patriotyzmu. To jest dług, który tak jak potrafię, staram się spłacić i to też mnie motywuje do pracy. To tak, jakbym nie rodzicom, a swoim dzieciom oddawał to, co dostałem od rodziców. Jak w życiu. No i dochodzi do tego wszystkiego zwykła ambicja – lubię się ścigać, lubię wygrywać.

Po co? I tak ma pan już tyle nagród.

Nie chodzi o nagrody, tylko o to, co człowiek naprawdę stworzył. Jak można porównać kogoś, kto pisze reportaż do „Dużego Formatu” z kimś, kto prowadzi program publicystyczny? To tak, jakbyśmy oceniali, kto dalej rzuca: miotacz kulą czy oszczepnik?

Może sam pan sobie wciąż udowadnia, że jest najlepszy?

Raczej udowadniam sobie, że potrafię przeżyć. Cztery lata temu wiadomo było, że jak mnie Zygmunt Solorz nie zatrudni, to będę skasowany na dłuższy czas. Gdy odchodziłem z Polsatu, miesiąc przed wyborami, wśród dziennikarzy dominowała opinia, że wygra PiS, więc istniał wariant, że wilczy bilet dostanę na następne cztery lata. Tak się nie stało. Myślę, że za tydzień, dwa, osiem, dziesięć w TVP pojawią się następni ludzie. A za parę miesięcy to będzie zupełnie inna telewizja niż pół roku temu. I telewizja publiczna będzie naprawdę rywalizować ze stacjami prywatnymi.

Czy konieczność wygrania nie zawadza obiektywnemu dziennikarstwu?

Nie ma konieczności wygrania. Jest konieczność nieprzegrania. Szczytem hipokryzji byłoby udawanie, że konkurencja się nie liczy. Walka jednak nie wyklucza rzetelnego dziennikarstwa. Może być nawet jego stróżem, skoro walczymy o widza, który jest coraz bardziej doświadczony i wymagający. Uważam, że Polsce jest potrzebna prawdziwa telewizja publiczna, gdzie będą najlepsi reporterzy, najlepsze programy. To się nie wyklucza z wysoką oglądalnością. Jeśli nie wyklucza się we francuskiej Dwójce, czemu ma się wykluczać w Polsce? Nie widzę niczego złego w „Tańcu z gwiazdami“, „Tańcu na lodzie“ czy w „Gwiazdach w cyrku“, niech to wszystko będzie, ale nie chcę, by każda telewizja tylko z tego żyła. Telewizja publiczna będzie prawdziwie publiczna nie wtedy, kiedy pozbawimy ją podobnych programów, ale kiedy oprzemy ją na dwóch nogach. I drugą nogą będzie świetna publicystyka, świetne filmy dokumentalne, reportaż.

Czy nieustający szum medialny wokół pana to nie jest przemyślana strategia budowania marki?

Nie mogę powiedzieć, że jestem absolutnie niewdzięczny za tę bezpłatną kampanię promocyjną. Ale nie ja zorganizowałem nagonkę na siebie, nie ja podawałem nieprawdziwe informacje o swoich kontraktach i nie ja próbowałem wmówić emerytom i rencistom, że będą dokładać do mojego programu. To nie daje mi komfortu psychicznego, a naprawdę chciałbym mieć poczucie pewnego luzu. Nie mam go, bo wiem, że noże już są wyjęte z pochew.

Może to jedynie dowód popularności?

Nie. Te artykuły próbowały zdyskredytować mnie. Przypisywanie mi konformizmu jest podłe, bo ja kilka razy dla zasad i dla wyższych wartości ryzykowałem wszystko i wszystko rzuciłem na szalę. Jak wtedy, gdy umożliwiłem widzom zobaczenie taśmy z Charkowa czy jak we wrześniu odszedłem z Polsatu. Nie potrzebowałem niczyjego błogosławieństwa, by to zrobić i dziś nie potrzebuję niczyjego błogosławieństwa, by iść do TVP. I mówię: OK, nie jestem z plasteliny ani z porcelany. Walcie!

Gołota polskiej publicystyki?

Gołota zwykle uciekał z ringu, a w moim słowniku nie ma słowa „poddać się”. Choć cokolwiek mówię o rywalizacji, prawda jest taka, że chciałbym mieć spokój. Na miły Bóg, ja sobie wyobrażałem, że mogę do emerytury prowadzić „Fakty”! Nie miałem żadnej potrzeby zaczynać wszystkiego od początku i się ścigać.

Zasady etyki dziennikarskiej?

Mówić prawdę, nie siedzieć u nikogo w kieszeni, być krytycznym wobec każdej władzy. Niezależnie od tego, czy rządzi PiS czy PO, robić dokładnie to samo. Bez względu na to, jakie kto łaty chce ci przykleić. A zawsze próbują. Do naczelnych zasad zaliczam i tę: bez przerwy pracować nad sobą, rozwijać się, coraz więcej czytać, rozumieć, uczyć się następnego języka.

Jakiego się pan teraz uczy?

Francuskiego.

Motto, którym kieruje się pan w życiu?

Żeby potwierdzić stereotypy o mnie, zacytuję Johna McCaina: „Victory is not everything. It is the only thing”. A tak na poważnie, to przytoczę cytat Turgieniewa: „Nie można niczego nie robić tylko dlatego, że nie można zrobić wszystkiego”.

Dziennikarz telewizyjny, publicysta, od lutego 2008 – gospodarz autorskiego programu publicystycznego w TVP 2. Współtwórca programów informacyjnych „Fakty TVN” oraz „Wydarzenia” (Polsat). Pomysłodawca i gospodarz programu „Co z tą Polską?” (Polsat), prowadzący internetowego programu publicystycznego „Co z Polską?”. W latach 1994 – 1997 korespondent TVP w USA.

Autor dziewięciu książek, zdobywca wielu nagród dziennikarskich, w tym siedmiu Wiktorów, Dziennikarza Roku 1999 i 2007, Telekamery 2002 i 2007, Nagrody Kisiela 2005. Ukończył dziennikarstwo na UW.

Co jest dla pana najważniejsze w życiu?

Tomasz Lis: Żyć w zgodzie ze sobą. Mimo że czasem trzeba za to zapłacić sporą cenę, łamać konwencje czy zachowywać się wręcz absurdalnie z racjonalnego czy finansowego punktu widzenia.

Pozostało 97% artykułu
Media
Donald Tusk ucisza burzę wokół TVN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Media
Awaria Facebooka. Użytkownicy na całym świecie mieli kłopoty z dostępem
Media
Nieznany fakt uderzył w Cyfrowy Polsat. Akcje mocno traciły
Media
Saga rodziny Solorzów. Nieznany fakt uderzył w notowania Cyfrowego Polsatu
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Media
Gigantyczne przejęcie na Madison Avenue. Powstaje nowy lider rynku reklamy na świecie