Już za trzy lata płyty z muzyką będą na świecie najmniej istotnym źródłem przychodów twórców – wynika z prognoz PwC.
Globalne przychody ze sprzedaży nośników z muzyką będą już wtedy niższe niż te pozyskiwane ze sprzedaży muzycznych plików i abonamentów internetowych portali muzycznych oraz te z koncertów i festiwali. Te ostatnie w tym roku przyniosą branży muzycznej na świecie 27,7 mld dol., czyli 54 proc. wszystkich jej wpływów.
– Rynek koncertowy odbudował się w 2011 roku (wcześniej się kurczył – red.), do czego przyczynił się szybki rozwój lokalnych festiwali muzycznych. Spodziewamy się, że w ciągu najbliższych pięciu lat będzie się dalej zdrowo rozwijał – podają eksperci PwC.
W naszym rejonie świata w ubiegłym roku, po słabym 2010 r., kiedy wiele koncertów zostało odwołanych, branżę ożywiły ogromne trasy koncertowe takich artystów i grup jak Take That, Justin Bieber, Lady Gaga, Usher, Roger Waters, Michael Bublé i Taylor Swift.
Jak się szacuje, w Polsce wpływy z koncertów w tym roku będą mieć jeszcze większy udział w rynku niż te liczone globalnie, bo aż 65 proc. – Myślę, że to realne dane, aczkolwiek słychać ostatnio, że wielu sponsorów wycofuje się z tego typu przedsięwzięć – mówi Piotr Kabaj, prezes firmy fonograficznej EMI Music Polska. Jak dodaje, duże koncerty międzynarodowych gwiazd i duże festiwale muzyczne są kontynuowane, ale mniej jest koncertów z wolnym wstępem dla uczestników.