Greckie Radio i Telewizja (ERT) zostały postawione w stan likwidacji. Tysiące dziennikarzy straci pracę. - Nie może być świętych krów - oświadczył przedstawiciel rządu.
Dziennikarze zapowiadają, że nie poddadzą się bez walki. - Będziemy strajkować tak długo, aż rząd nie zmieni decyzji - oświadczył Dimitris Trimis, przewodniczący Związku Ateńskich Dziennikarzy Prasowych.
W nocy z wtorku na środę - po kolei wyłączono sygnał nadawania wszystkich państwowych kanałów telewizyjnych i radiowych, a przedstawiciel Ministerstwa Finansów oświadczył, że państwowa telewizja i radio "nie istnieją". Wyłączono tez nadajnik sygnału radiowego i telewizyjnego na jednym ze wzgórz koło Aten.
Dziennikarze nie opuścili jednak pomieszczeń redakcyjnych i nadawali wiadomości przez internet, krytykując decyzję ministerstwa. Według danych związku zawodowego, zrzeszającego dziennikarzy ERT, pracę straci w sumie 2656 osób.
Tymczasem rząd ma nową koncepcję oraz pomysł na radio i telewizję państwową, która ma funkcjonować nadal, ale w mocno okrojonym składzie. Zatrudni około 1000 osób, a jej struktura ma być wzorowana na strukturze innych "europejskich nadawcach państwowych". Ministerstwo Finansów podkreśla, że dotychczasowa kosztowała budżet 300 mln euro rocznie i zatrudniała siedem razy tyle personelu, co inne europejskie stacje telewizyjne i radiowe. Simos Kedikoglu, rzecznik rządu, podkreślił, że w kryzysie Grecji nie stać na takie "marnotrawstwo" i "radykalne środki" były absolutnie konieczne.