Łapczywie rzuciłam się na ten zeszyt. Chciałam porównać nasz kanon literacki (przypomnę, powstał takowy pod koniec XX wieku) z wyborami Austriaków, którzy siedem lat temu odpowiadali na podobną ankietę.
Po drugie zaś ciekawa byłam komiksowych interpretacji klasyki z najwyższej półki – takiej jak „Odysea”, „Romeo i Julia”, „Kandyd”, „Anna Karenina”, „Mały Książę”. A także zobrazowania ksiąg stanowiących podwaliny kultury, od Gilgamesza poczynając, poprzez Biblię i Koran po „Manifest komunistyczny”. Plus pozycje współczesne, o których z różnych przyczyn było głośno (głównie w Austrii), m.in. „Heldenplatz” Bernharda, „Pachnidło” Süskinda, „Pianistka” Jelinek. Polskiego czytelnika może miło połechtać obecność Lema, Gombrowicza i Mrożka. Rozwieję iluzję: ich jedynie dokooptowano do polskiego wydania. Ale zawsze coś.
Rysownicy zaproszeni do „Mikstury” podeszli do zadań z brawurą kamikadze. Podejrzewam, że zamiast zapoznać się z literackimi oryginałami, skorzystali z bryków autorstwa Roberta „Jazze” Niederlego. Dla tego Austriaka, rocznik 1964, nie ma nic świętego. Takie jest prawo trefnisia. Jednak przydałoby mu się więcej subtelności. Błaznom też czasem ucinano łby, jeśli przesadzili.
Niederle traktuje mistrzów pióra bezpardonowo. Wszystko po to, żeby publika rechotała. Jak nie ryć, skoro satyryk porównuje Biblię z katalogiem Ikei – jako dzieła mającego największy wpływ na cywilizację. A najgorszym skutkiem samobójstwa Anny Kareniny stają się zakłócenia w rozkładzie jazdy pociągów. Jak nie płakać z radości, gdy prawdziwym powołaniem matki Courage okazuje się szaber, a Brecht jawi się jako sprośny komuch.
Z prostactwem streszczeń koresponduje ich styl. Niederle preferuje porównania skatologiczne. O bohaterze „Roku 1984” Orwella dowiadujemy się, że „aresztowany, torturowany i poniżany włazi do tyłka władzy państwowej. Gdzie odtąd mieszka”. „Nieznośna lekkość bytu” Kundery to „absolutne zaprzeczenie gówna”, sprowadzone do sytuacji, kiedy „ponura rzeczywistość historyczna koresponduje z tęsknotą protagonistów za rozcieńczonymi drinkami z parasolką, kciukiem w tyłku i nadzieją na to, że tak przez jakiś czas zostanie”.