Ludojady pływają w Gangesie

Kraina opisana przez Ghosha w „Żarłocznym przypływie” ma efektowną, ale mylącą nazwę. O archipelagu wysp, porośniętych lasem namorzynowym, mówi się Sundarbany, co po bengalsku znacz piękny las. Ale krajobraz jest monotonny, wręcz przytłaczająco smutny

Publikacja: 27.11.2008 20:51

Ludojady pływają w Gangesie

Foto: Rzeczpospolita, Paulina Wilk PW Paulina Wilk

Z łodzi widać tylko mętną wodę i wystające z niej błotniste wyspy: pagórki ze śliskiej mazi. Drzewa porastają brzegi gęsto jak siatka - za ścianą zieleni nie widać już nic. Ten raj ornitologów i badaczy przyrody, turystom oferuje niewiele. Szczęśliwy, komu uda się dostrzec barwnego zimorodka, poza nimi wszystko jest szare: pełzające po piachu ryby, wylegujące się krokodyle, ubrudzone błotem kraby. Przypływ i odpływ następują dwa razy dziennie, słona woda przepycha słodką, na powierzchni widać dzielącą je linię. Poziom wody przy odpływie spada nawet o pięć metrów, z błota wystają wtedy splątane korzenie, niektóre sterczą spod ziemi jak broniące wstępu kolce. A podczas przypływu drzewa toną - widać tylko korony, które wyglądają, jakby unosiły się na wodzie.

[srodtytul]Dzień wśród tygrysów[/srodtytul]

- Mojego ojca zabił krokodyl, zostaliśmy z bratem sami - mówi przy śniadaniu Prasad, jeden z bliźniaków zarządzających maleńkim hotelem na wyspie Gosaba. Roboty mają niewiele, gości jest tylko kilku. Wszyscy zjawili się z tego samego powodu - chcą zobaczyć tygrysa bengalskiego. Udaje się nielicznym. Znajomy, z którym przyjechałam, bywa na Sundarbanach od 18 lat. Tygrysa nigdy nie widział.

Tymczasem na Sundarbanach łatwo spotkać kogoś, komu zwierzęta odebrały bliskich. Najpierw poznałam dziewczynkę, której ojca zabił tygrys, a matkę - krokodyl. Później wdowę, której mąż nie wrócił z połowów. Inni widzieli, jak gad wciągał go pod wodę. Ja obejrzałam natomiast zdjęcia blizn u tych, którzy przeżyli ataki, oraz przedstawienie o bogini, która pokonała tygrysa.

Żeby tu dotrzeć, najlepiej złapać poranny pociąg z Kalkuty do Canning. Nazwa mieściny pochodzi od brytyjskiego lorda, który kazał tam zbudować port. Miał być tak wspaniały i ważny jak Bombaj, ale pochłonęła go woda. W Canning wsiada się do łodzi, pierwszej z wielu. Żeby dotrzeć na Gosabę, trzeba kilka razy zmieniać łajby i riksze. To okazja, by zobaczyć, jak w sercu niedostępnych wysp tli się życie. Dzieci - bose, ale wystrojone w mundurki, wędrują wąskimi ścieżkami do szkoły. Kobiety dorzucają krowom siana i obierają drobne krewetki. Mężczyźni handlują rybami, grają w karty, palą. Zmrok zapada wcześnie, prądu nie ma. Psy wyją do księżyca, a w chatach palą się lampki oliwne.

[srodtytul]Legendy i statystyki[/srodtytul]

Nawet tygrysy nie mają na Sundarabanach łatwego życia. By zaspokoić głód, muszą zmieniać wyspy, więc nauczyły się pływać - wieśniacy mówią, że jeśli są głodne, mogą pokonać kilkanaście mil. Polują na jelenie, atakują wiejskie zagrody, wyjadają miód. Słynny miód z Sundarbanów kosztuje grosze, choć jego zdobycie to wielkie ryzyko. Bartników nie ratują nawet sprytne „sposoby”. We wsiach krążą legendy o potężnych drapieżnikach, jedna głosi, że nigdy nie atakują ofiary z przodu. Dla ich zmylenia bartnicy noszą więc z tyłu głowy maski z ludzką twarzą. Według innej opowieści tygrys szykuje się do ataku w ogromnym napięciu. Jeśli chybi celu lub ofiara ucieknie, jest tak sfrustrowany, że... gryzie się w łapę.

Można w legendy nie wierzyć, ale oficjalne dane są równie niepewne. Nie wiadomo, ile na wyspach jest tygrysów ani ilu ludzi zabijają. Strażnicy leśni mówią, że w delcie żyje od 160 do 350 zwierząt. I że jest to największe ich skupisko na świecie. Ale tygrysy są liczone niedoskonałą metodą - rejestruje się odciski łap w błocie. Zmywa je woda, a poza tym do części wysp strażnicy nie mają dostępu. Archipelag jest wpisany na listę UNESCO i stanowi ścisły rezerwat.

Wokół zamieszkałych wysp połowy są dozwolone. Wzdłuż brzegów krążą kobiety, zanurzone w wodzie do ramion, ciągnąc gęste sieci. Łowią larwy krewetek, które sprzedają później na plantacje. Mogą doprowadzić do wyginięcia tych zwierząt, ale bardziej martwią się, co dziś dadzą jeść dzieciom. Na Sundarbanach wszyscy mieszkają w glinianych chatach krytych bambusową strzechą. Krowa, gęsi czy kozy - to już spory dobytek. Domy stoją na wąskich wałach, z jednej strony - rzeka, z drugiej - zalane wodą ryżowe pola. Sposobów na wykarmienie rodziny jest tylko kilka, wszystkie niebezpieczne. Od lat niewiele się tu zmienia. Ostatnio tylko jedno - coraz więcej dzieci kończy szkoły i wyjeżdża. Kalkuta jest oddalona o nieco ponad sto kilometrów i kilka stuleci.

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski