Z łodzi widać tylko mętną wodę i wystające z niej błotniste wyspy: pagórki ze śliskiej mazi. Drzewa porastają brzegi gęsto jak siatka - za ścianą zieleni nie widać już nic. Ten raj ornitologów i badaczy przyrody, turystom oferuje niewiele. Szczęśliwy, komu uda się dostrzec barwnego zimorodka, poza nimi wszystko jest szare: pełzające po piachu ryby, wylegujące się krokodyle, ubrudzone błotem kraby. Przypływ i odpływ następują dwa razy dziennie, słona woda przepycha słodką, na powierzchni widać dzielącą je linię. Poziom wody przy odpływie spada nawet o pięć metrów, z błota wystają wtedy splątane korzenie, niektóre sterczą spod ziemi jak broniące wstępu kolce. A podczas przypływu drzewa toną - widać tylko korony, które wyglądają, jakby unosiły się na wodzie.
[srodtytul]Dzień wśród tygrysów[/srodtytul]
- Mojego ojca zabił krokodyl, zostaliśmy z bratem sami - mówi przy śniadaniu Prasad, jeden z bliźniaków zarządzających maleńkim hotelem na wyspie Gosaba. Roboty mają niewiele, gości jest tylko kilku. Wszyscy zjawili się z tego samego powodu - chcą zobaczyć tygrysa bengalskiego. Udaje się nielicznym. Znajomy, z którym przyjechałam, bywa na Sundarbanach od 18 lat. Tygrysa nigdy nie widział.
Tymczasem na Sundarbanach łatwo spotkać kogoś, komu zwierzęta odebrały bliskich. Najpierw poznałam dziewczynkę, której ojca zabił tygrys, a matkę - krokodyl. Później wdowę, której mąż nie wrócił z połowów. Inni widzieli, jak gad wciągał go pod wodę. Ja obejrzałam natomiast zdjęcia blizn u tych, którzy przeżyli ataki, oraz przedstawienie o bogini, która pokonała tygrysa.
Żeby tu dotrzeć, najlepiej złapać poranny pociąg z Kalkuty do Canning. Nazwa mieściny pochodzi od brytyjskiego lorda, który kazał tam zbudować port. Miał być tak wspaniały i ważny jak Bombaj, ale pochłonęła go woda. W Canning wsiada się do łodzi, pierwszej z wielu. Żeby dotrzeć na Gosabę, trzeba kilka razy zmieniać łajby i riksze. To okazja, by zobaczyć, jak w sercu niedostępnych wysp tli się życie. Dzieci - bose, ale wystrojone w mundurki, wędrują wąskimi ścieżkami do szkoły. Kobiety dorzucają krowom siana i obierają drobne krewetki. Mężczyźni handlują rybami, grają w karty, palą. Zmrok zapada wcześnie, prądu nie ma. Psy wyją do księżyca, a w chatach palą się lampki oliwne.