Nauka czy nawet popularyzacja wiedzy a literatura to jednak zupełnie różne sprawy.
O tym, że nie każdy historyk, nawet znający epokę, o której pisze, może stworzyć powieść równie wysokiej klasy co jego prace naukowe, przekonuje na własnym przykładzie Simon Montefiore. A to przecież autor bestsellerów ze „Stalinem: czerwonym dworem” na czele.
Niestety, „Saszeńka”, saga rodzinna dziejąca się w Rosji w trzech okresach XX w. – około roku 1916, 1939 i 1994 – nie tylko nie jest drugą „Wojną i pokojem” Lwa Tołstoja, ale choćby „Moskiewską sagą” Wasilija Aksionowa. Montefiore uwierzył jednak, że uda mu się swojej wiedzy o Rosji i komunizmie nadać mniej lub bardziej kunsztowną formę literacką.
Poważniejsze pretensje mieć można jedynie do ostatniej części książki. Dwie pierwsze – zarówno ta o Rosji przedrewolucyjnej, jak i o czystkach stalinowskich – bronią się. Napisane z nerwem, obfitują w dramatyczne, prawdziwe wydarzenia, a prócz fikcyjnych bohaterów spotykamy na kartach powieści postaci historyczne: od Rasputina po Berię.
Im bliżej współczesności, tym bardziej wyczucie dramaturgiczne zawodzi twórcę „Saszeńki”. Poszukiwania rozwiązania zagadki z przeszłości w archiwach KGB mogłyby być pasjonujące, gdybyśmy przedwcześnie tajemnicy tej sami nie odkryli. Książka jest obszerna, liczy 440 stron dużego formatu – z powodzeniem można więc skrócić lekturę.