Pisarska duma Władysława Bartoszewskiego

„Od 1944 roku napisałem o powstaniu wiele stron i dziś nie wycofałbym z nich ani jednego zdania...”

Publikacja: 31.07.2009 12:23

Obwoluta najnowszej książki prof. Władysława Bartoszewskiego, która właśnie ukazuje się w sprzedaży

Obwoluta najnowszej książki prof. Władysława Bartoszewskiego, która właśnie ukazuje się w sprzedaży (Świat Książki)

Foto: Rzeczpospolita

„Faworytem i dumą całego Powiśla jest 12-letni »Stefek«, łącznik ochotniczy AK. Malec ten w dniu zdobycia Poczty Głównej podjął się zaopatrzyć swój oddział w amunicję z magazynu broni zdobytego na poczcie. Pod ogniem czołgów patrolujących Nowy Świat »Stefek« czterokrotnie przedzierał się ku poczcie, przenosząc każdorazowo po 40 granatów ręcznych”.

Takiej treści była jedna z dwóch pierwszych notatek autorstwa Władysława Bartoszewskiego, zamieszczonych w wydawanych od 3 sierpnia 1944 r. „Wiadomościach z Miasta” (już od następnego numeru – „Wiadomościach z Miasta i Wiadomościach Radiowych”, a od 13 września do 3 października „Biuletynie – Wiadomościach z Miasta i Wiadomościach Radiowych”), których był redaktorem.

Bartoszewski, czasem podpisujący się „Teofil”, publikował w 14 numerach powstańczego pisma. Obecnie te reportaże, artykuły i notatki, obok niezliczonych tekstów na temat Powstania Warszawskiego pisanych przez niego po dziś dzień przez kilkadziesiąt lat znalazły się w jednym obszernym tomie „Powstanie Warszawskie” wydanym przez Świat Książki.

Bartoszewski, ten w jednej osobie uczestnik powstania, kronikarz i historyk, sześć lat temu powiedział: „Od 59 lat nie zmieniłem poglądów. Od 1944 roku napisałem o powstaniu wiele setek stron i dziś nie wycofałbym z nich ani jednego zdania”. Duma bije z tych słów, ale – zgódźmy się – niewielu znajdziemy autorów, którzy mogliby podobnie powiedzieć o sobie.

[srodtytul]Takich głupich u nas nie ma[/srodtytul]

Powstańczy redaktor „Teofil” pisał m.in. o pracy szpitala na Poznańskiej, o zwycięskiej walce o koszary przy Koszykowej, o zdobyciu gmachu telefonów przy ulicy Piusa. Kilka godzin po uwolnieniu przez oddział Armii Krajowej kobiet więzionych przez Niemców w domu przy Nowym Świecie 15 rozmawiał z jedną z nich, koleżanką z konspiracji „Klementyną” (Krystyną Szczepanowską-Trebertową). Efektem rozmowy był zamieszczony 26 sierpnia tekst „18 dni z Niemcami w Cafe Clubie według relacji kobiety-zakładniczki”.

Od samego początku powstania redaktorzy „Wiadomości...” zwracali uwagę czytelników na hitlerowską dywersję psychologiczną. Już 4 sierpnia zamieścili notatkę „Głupie i śmieszne” następującej treści: „Dziś koło południa samoloty niemieckie rzucały w większej ilości nad miastem sfałszowane ulotki z podpisem dowódcy Armii Krajowej. Treść ulotek, zawiadamiająca o porozumieniu dokonanym przez AK z Niemcami i rozkazie przerwania powstania, to jeden ze znanych nam dobrze niemieckich ciężkich dowcipów, tak głupich, że niegroźnych. Dobrze musiała dopiec Niemcom akcja powstańcza, skoro ruszyli ciężkim konceptem i fatygowali aż lotnictwo, aby wprowadzić w błąd nie wiadomo kogo. Takich głupich u nas nie ma”.

W 1961 roku Władysław Bartoszewski wydał „Prawdę o von dem Bachu”. „Uważałem, że napisanie książki o człowieku współodpowiedzialnym za tragedię Warszawy, jest moim obowiązkiem – mówił niedawno w wywiadzie rzece «Skąd pan jest» Michałowi Komarowi. – A ważne było jeszcze i to, że mogłem napisać pełną prawdę. Pełną. Nie półprawdę, ale prawdę, bo w sprawie zbrodni hitlerowskich popełnionych w czasie powstania cenzura PRL raczej unikała interwencji”.

Zbrodniom hitlerowskim „Wiadomości...” poświęcały stałą uwagę, co wynikało także ze specyfiki zainteresowań redaktora „Teofila”, od początku okupacji gromadzącego dokumentację popełnionych w Warszawie mordów. 10 września 1944 r. w artykule „Zbrodniarze nie ujdą kary!”, pisząc o liście nazwisk niemieckich dowódców odpowiedzialnych za palenie Warszawy, podkreślał: „Na jednym z pierwszych miejsc figuruje na niej SS-Obergruppenführer von dem Bach, znany ludności Warszawy z płonących dzielnic miasta i podpisu pod «humanitarnymi» ulotkami”.

[srodtytul]Jedyna szansa dla Niemców[/srodtytul]

Po wojnie, 3 września 1946 r., w „Dzienniku Ludowym” niejaki Ludwik Gorzeński w artykule „O sprawiedliwą karę dla podpalaczy Warszawy” pytał: „Gdzie jest gen. von Bach, gen. Fiedler i towarzysze?”, domagając się nieubłaganego pościgu za zbiegłymi i natychmiastowego sądu nad nimi, gdyż o sprawiedliwą karę dla zbrodniarzy wołają „ruiny Warszawy, groby jej ludu i jej obrońców”. Z bez mała 30 dowódców niemieckich, których nazwiska wymienione zostały w artykule, za zbrodnie popełnione w czasie Powstania Warszawskiego żaden nie został po wojnie ukarany.

Erich von dem Bach zmarł wprawdzie w więzieniu w 1972 r., ale sądzono go dopiero w 1961 r., najpierw za udział w nocy długich noży, a później skazano na dożywocie za zamordowanie sześciu niemieckich komunistów w 1934 r. Akt oskarżenia milczał o tym, co zbrodniarz robił w Warszawie, a wcześniej na zapleczu frontu wschodniego (odpowiedzialny był za masowe egzekucje i pacyfikacje na Ukrainie i Białorusi, także uczestniczył osobiście w rozstrzelaniu 35 tys. Żydów w Rydze).

Artykuł Ludwika Gorzeńskiego był zatem nadto optymistyczny, wieszcząc, że „staną przed sądami krajów, w których dopuścili się bestialskich zbrodni: oprawcy w mundurach Gestapo i SS, kaci lochów więziennych i obozów koncentracyjnych, opryszki w mundurach Wehrmachtu i Luftwaffe, winni tysięcy podpaleń, zabójstw i gwałtów we wszystkich uciemiężonych krajach Europy, «uczeni» wynalazcy i konstruktorzy komór gazowych jako środka biologicznego wyniszczenia całych narodów, wykonawcy «eksperymentalnych» operacji na ludziach, sadyści, degeneraci, inicjatorzy zbrodni, rozkazodawcy, wykonawcy i współuczestnicy wszelkiej kategorii”.

Warto dalej cytować ten artykuł: „Jedyną szansę dla Niemców s t a n o w i m a s o w o ś ć ich z b r o d n i. Naród ten wydał bowiem taką mnogość zbrodniarzy, którzy winni zostać ukarani, że poważną trudność stanowi i stanowić będzie oddzielenie tych niezliczonych rzesz bezpośrednich i pośrednich przestępców od reszty społeczeństwa niemieckiego, które zresztą w przeważającej większości popierało lub tolerowało wszystkie wynaturzenia zbrodniarzy wojennych – nie biorąc bezpośredniego udziału w aktach niszczycielskich często jedynie tylko z powodu braku okazji”.

Dla porządku dodam, że nazwiskiem Ludwika Gorzeńskiego podpisał się pod tymi zdaniami Władysław Bartoszewski.

[srodtytul]Kondukt, jakiego nie widział świat[/srodtytul]

Stałym miejscem pracy – co prawda nie na długo – stała się dla niego PSL-owska „Gazeta Ludowa”, w której od lutego do listopada 1946 r., czyli do aresztowania, zamieścił ponad 100 tekstów. Same ich tytuły są znaczące: „Cmentarzysko popiołów ofiar z Pawiaka”, „Makabryczne odkrycie w ruinach Nowolipek”, „Sto trumien prochów ludzkich z GISZ-u i Woli”. Jedna wielka ekshumacja. I „Pogrzeb jakiego nie zna świat”. 7 sierpnia 1946 r. „Gazeta Ludowa” wydrukowała sprawozdanie Władysława Bartoszewskiego z uroczystości na Cmentarzu Powstańców Warszawy na Woli, gdzie poprzedniego dnia złożono 100 (według innych źródeł 115) urn zawierających 12 ton prochów około 40 tys. mieszkańców Warszawy zamordowanych przez Niemców w Powstaniu Warszawskim.

Uroczystości rozpoczęła msza święta w kościele Zbawiciela, skąd kondukt żałobny ruszył Marszałkowską w kierunku Ogrodu Saskiego, a następnie przez place Żelaznej Bramy i Mirowski, Chłodną i Wolską do miejsca wiecznego spoczynku ofiar. To był kondukt – jak pisał autor „Stu trumien z prochami męczenników” – „jakiego nie widział świat”. „Gdy pierwsze trumny ustawione zostają obok grobu, a kompania wojska oddaje salwę honorową, uderza w niebo przejmujący jęk i szloch, który wyrwał się naraz z setek i tysięcy piersi. Płaczą kobiety i mężczyźni, starzy i młodzi, nie mogą powstrzymać łez zahartowani w bojach żołnierze”.

Od 1 sierpnia do 4 października 1946 roku „Gazeta Ludowa” publikowała cykl kronikarskich szkiców Bartoszewskiego „Dzień walczącej stolicy”. A jeszcze wcześniej, bo w kwietniu, dotarł autor do tajnego dokumentu Wehrmachtu o Powstaniu Warszawskim. Było to opracowanie gen. Reinera Stahela, komendanta garnizonu niemieckiego w Warszawie, „Doświadczenia z powstania w Warszawie”. Dokument świadczy o wysokich wartościach wojskowych powstańców: „Wyszkolenie – podkreślał autor – bardzo dobre w walkach ulicznych i budowie barykad, pierwszorzędni strzelcy wyborowi”.

To samo opracowanie zawierało szczegółowe instrukcje dotyczące wzniecania pożarów jako środka walki i palenia domów dla „rozszerzenia przedpola”, przy czym „przy braku flaszek zapalających lub t.p. środków należy podpalać domy – podpalając łóżka i rzucone na nie krzesła, stoły, firanki. Żaden środek, nawet granaty zapalające, nie spowoduje wśród natłoku kamienic większego rozprzestrzenienia się pożaru”.

„Trudno nie zauważyć – komentował Władysław Bartoszewski – jak bardzo w duchu wielowiekowych niemieckich tradycji prowadzenia walki, od krzyżackich poczynając, jest ta cyniczna wskazówka dla żołnierzy Wehrmachtu”. I puentował artykuł: „Tajna relacja niemiecka o »doświadczeniach z Powstania w Warszawie« pozwala nam nie tylko uprzytomnić sobie, jak były one dla Niemców bolesne, a w niektórych wypadkach upokarzające, lecz jest także jeszcze jednym dowodem, że poczynania bandyckie (podpalanie domów od... łóżek i firanek) podniesione były w sztabie, rzekomo nie ponoszącego odpowiedzialności za zbrodnie hitleryzmu, Wehrmachtu – do godności systemu walki”.

[srodtytul]Myśmy zaczęli zimną wojnę[/srodtytul]

Sześć lat temu w rozmowie z redaktorami Andrzejem Kaczyńskim i Maciejem Rosalakiem z „Rzeczpospolitej” Bartoszewski stwierdził: „Zimna wojna zaczęła się od Powstania Warszawskiego. Dlaczego (Sowieci – przyp. K.M.) mieliby Warszawie iść na pomoc, ratować jej ludność? Nie było na co liczyć, tylko nie byli tego świadomi nasi dowódcy ani w Londynie, ani tu na miejscu. Mieliśmy do czynienia z takim nastawieniem, że nie chodzi o nic innego, tylko o wyniszczenie potencjalnych przeciwników; po co ich wywozić na Syberię, niech ich Hitler zabije... (...) Wiemy z korespondencji Stalina z Rooseveltem i Churchillem, że Stalin najpierw chciał ich wprowadzić w błąd, a gdy zobaczył, że się nie da, to zaczął ich szantażować, że sprawa Warszawy może pogorszyć stosunki radziecko-sojusznicze. A alianci potrzebowali mięsa armatniego, chcieli, żeby się bito z Niemcami pomiędzy Wisłą a Łabą. Inaczej musieliby ginąć Anglik, Amerykanin. Tak zginęło parę milionów radzieckich żołnierzy. Powstanie wykazało złą wolę i kłamstwa Stalina. I to myśmy zaczęli zimną wojnę”.

Władysław Bartoszewski pytanie o sens powstania zadawał sobie – jak przyznaje w cytowanym wcześniej wywiadzie rzece z Michałem Komarem – wiele razy. „Zadawali mi je też

– opowiadał – oficerowie gestapo, urzędnicy hitlerowskiej administracji, z którymi siedziałem w więzieniu. – Panie Bartoszewski, jak to jest? Bo że my siedzimy, to zrozumiałe, ale pan przecież z nami walczył... – Walczyłem. – Więc nie powinien pan siedzieć! – Ale siedzę!

(...) w PRL nieraz słyszało się o antysowieckim charakterze powstania. Otóż byliśmy antysowieccy w tej dokładnie mierze, w jakiej Stalin zagrażał suwerenności i niepodległości Rzeczypospolitej. (...) A czy to nie wskutek powstania inna była polityka sowiecka wobec Litwy czy Łotwy, inna zaś wobec Polski? Nie, nie wiem, co by było, gdyby powstanie nie wybuchło. Nikt nie wie. Jałowe rozważania! Wiem, co było!”

Wie, jak mało kto. Tak naprawdę – jak nikt.

Władysław Bartoszewski „Powstanie Warszawskie”. Wybór tekstów, opracowanie, przypisy i aneksy Andrzej Krzysztof Kunert. Świat Książki, Warszawa 2009

„Faworytem i dumą całego Powiśla jest 12-letni »Stefek«, łącznik ochotniczy AK. Malec ten w dniu zdobycia Poczty Głównej podjął się zaopatrzyć swój oddział w amunicję z magazynu broni zdobytego na poczcie. Pod ogniem czołgów patrolujących Nowy Świat »Stefek« czterokrotnie przedzierał się ku poczcie, przenosząc każdorazowo po 40 granatów ręcznych”.

Takiej treści była jedna z dwóch pierwszych notatek autorstwa Władysława Bartoszewskiego, zamieszczonych w wydawanych od 3 sierpnia 1944 r. „Wiadomościach z Miasta” (już od następnego numeru – „Wiadomościach z Miasta i Wiadomościach Radiowych”, a od 13 września do 3 października „Biuletynie – Wiadomościach z Miasta i Wiadomościach Radiowych”), których był redaktorem.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski