Spór o czytelnię Googla

Od dziś losy polskich wydawców, którzy nie odstąpili od umowy z firmą Google, są w rękach amerykańskiego sądu. Jeśli uzna on projekt internetowej czytelni za zgodny z prawem, ich książki znajdą się w cyfrowym obrocie w USA.

Publikacja: 08.09.2009 15:47

Fot. singsing_sky

Fot. singsing_sky

Foto: Flickr

Internetowy gigant Google od kilku lat pracuje nad stworzeniem globalnej czytelni, w której będziemy mogli przeglądać i kupować książki. Na razie stara się ją uruchomić dla użytkowników w USA. W tym celu firma - nie pytając autorów i wydawców o zgodę - zeskanowała szacowaną na kilka milionów liczbę książek znajdujących się w amerykańskich bibliotekach. Tamtejsi wydawcy zaprotestowali, a po długich negocjacjach podpisali z Google ugodę. Jej najważniejszym założeniem jest to, że będą otrzymywali 63 proc. dochodów z wykorzystania ich książek (m.in. reklam i sprzedaży e-booków), a Google zachowa 37 proc. - To warunki sprzyjające interesom jednej firmy, która chce zdominować światowy rynek książki - ocenia Piotr Marciszuk, szef Polskiej Izby Książki.

Wśród zeskanowanych tytułów są także polskie, a warunki ugody automatycznie obejmują naszych wydawców i twórców. Od decyzji sądu federalnego w Nowym Jorku zależy, czy wkrótce staną się przedmiotem internetowego handlu w USA. Orzeczenie ma zostać wydane 7 października.

[srodtytul]Po pomoc do KE[/srodtytul]

Do dziś, 8 września, polscy wydawcy i autorzy, którzy nie chcieli być częścią projektu Google, mogli odstąpić od niego na piśmie. Zrobili to nieliczni, m.in. Małgorzata Musierowicz. Większość twórców i domów wydawniczych zdecydowała się przyjąć ugodę z Google, ale negocjować jej warunki.

Wczoraj europejscy wydawcy prezentowali swoje obawy przed Komisją Europejską. - Ugoda zawarta między Google a wydawcami amerykańskimi jest sprzeczna z europejską ideą praw autorskich, które wymagają zgody autora na wykorzystanie jego dzieł - mówi Piotr Marciszuk. - Niestety, sytuacja prawna jest taka, że my - strona europejska - właściwie nie mamy żadnej możliwości ruchu. Bo ugoda dotyczy wykorzystywania dzieł na rynku amerykańskim. Jeśli wyłączymy się z ugody, stracimy prawo do jakichkolwiek zysków z obrotu internetowego książkami w USA. Jeśli w niej pozostaniemy, mamy przynajmniej szanse na resztki, czyli bardzo niskie opłaty, jakie oferuje wydawcom Google.

Na wczorajszym posiedzeniu w Komisji Europejskiej wydawcy ze Starego Kontynentu starali się wynegocjować np., by do cyfrowej czytelni Google Books trafiały wyłącznie książki wydane w USA. Jednak strona amerykańska chce tam umieścić wszystkie książki dostępne u siebie, czyli także zakupione przez tamtejsze biblioteki. Są wśród nich m.in. dzieła historyczne, już nie objęte ochroną praw autorskich, książki niedostępne w druku, a także tzw. książki osierocone (właściciele praw nie są znani).

W liście przekazanym kilka dni temu europejskim wydawcom Google zapewnił, że książki, które są dostępne w komercyjnym obrocie w Europie, nie zostaną bez ich zgody włączone do katalogu Google Books. Marciszuk podkreśla jednak, że to nie świadczy o złagodzeniu stanowiska Google. - Nie zapadły żadne nowe decyzje. Obie strony tylko zaprezentowały w Brukseli swoje stanowiska. Ugodzie w obecnym kształcie wyraźnie sprzeciwiają się ministerstwa kultury Niemiec, Czech i Francji. To pocieszające, bo - bezsilni wobec prawa w USA - chcemy, by Komisja Europejska wywarła naciski polityczne na stronę amerykańską.

[srodtytul]Protesty i poparcie ze świata[/srodtytul]

Mogłyby one wpłynąć na decyzję sądu federalnego w Nowym Jorku. Na posiedzeniu planowanym na 7 października ma on orzec, czy ugoda jest zgodna z prawem amerykańskim, a wcześniej przeanalizować wszelkie zgłoszone zastrzeżenia. - Do sądu napływa wiele pism, sprzeciwów i zapytań od instytucji związanych z rynkiem książki - wyjaśnia Krzysztof Czyżewski z kancelarii Leśniodorski Ślusarek, specjalizujący się w ochronie praw autorskich. - Jednocześnie amerykański Urząd Ochorny Konkurencji przymierza się do wszczęcia postępowania antymonopolowego wobec Google. W tej chwili w USA trwa ostry atak na ugodę, wszystkie te sygnały sąd będzie rozważał.

Tymczasem Google zbiera kontrargumenty - gromadzi napływające ze świata wyrazy poparcia dla projektu. W Brukseli pomysł czytelni wsparli niektórzy europejscy bibliotekarze, a Viviane Reding, unijna komisarz ds. społeczeństwa informacyjnego i mediów, przypomniała o konieczności ochrony praw autorskich, ale powiedziała także, że europejskie regulacje powinny zostać dostosowane do wymagań komputerowej ery.

Podkreślała znaczenie, jakie cyfryzacja i upowszechnienie literatury może mieć dla czytelników. Jeśli sąd uzna ugodę za zgodną z amerykańskim prawem, będzie mogła ona wejść w życie z końcem roku, a czytelnia Google Books stanie się faktem.

Internetowy gigant Google od kilku lat pracuje nad stworzeniem globalnej czytelni, w której będziemy mogli przeglądać i kupować książki. Na razie stara się ją uruchomić dla użytkowników w USA. W tym celu firma - nie pytając autorów i wydawców o zgodę - zeskanowała szacowaną na kilka milionów liczbę książek znajdujących się w amerykańskich bibliotekach. Tamtejsi wydawcy zaprotestowali, a po długich negocjacjach podpisali z Google ugodę. Jej najważniejszym założeniem jest to, że będą otrzymywali 63 proc. dochodów z wykorzystania ich książek (m.in. reklam i sprzedaży e-booków), a Google zachowa 37 proc. - To warunki sprzyjające interesom jednej firmy, która chce zdominować światowy rynek książki - ocenia Piotr Marciszuk, szef Polskiej Izby Książki.

Pozostało 82% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski