Nowak portretuje oblicze Polski, którego – dla spokoju sumienia – wolelibyśmy nie poznawać. Jego teksty są przerażające i fascynujące zarazem. Tak jak ich bohaterowie, wśród których obok ludzi słabych i przegranych znajdują się jednostki szlachetne.
Ta – jak ją nazywa – „Polska niewarszawska” znajduje się tuż obok, na wyciągnięcie ręki. Ale jej rzeczywistość obca jest znakomitej większości czytelników. A to przede wszystkim Polska osierocona i pozostawiona samej sobie; Polska, która lata względnego dobrobytu ma poza sobą.
To popegeerowskie tereny zachodniego Pomorza z największym w kraju bezrobociem, to Górny Śląsk z kolejnymi zamykanymi kopalniami. To bieda, nuda i brak perspektyw. I wykluczenie, które prowadzi do działań ostatecznych, jak choćby fala samobójstw wśród witnickiej młodzieży.
To kraj zapijaczonych „przystankersów”, którym nic się nie chce. Ludzi, którzy kiedyś pracowali w PGR, a teraz nie próbują się przekwalifikować, spróbować czegoś nowego, wygrzebać się z nędzy. Bo wolą bezczynnie wysiadywać pod sklepem i wspominać dawne czasy.
Nowak pozwala nam przyjrzeć się tej rzeczywistości z nieco innej, niż przywykliśmy, perspektywy. Są w tych reportażach rys interwencyjności, oskarżenia wysuwanego pod adresem państwa, próba zrozumienia „Polski niewarszawskiej”. Owszem, mówi Nowak, ci ludzie są zniechęceni i żyją (choć lepszym słowem byłoby – wegetują) w społecznej niszy, ale nie można ich bezkrytycznie obwiniać za brak nadziei.