Jeszcze kilka miesięcy temu eksiążki były zagadnieniem dla futurologów i miłośników niszowych zjawisk. Co prawda, pierwsze ebooki powstały w latach 70., a od kilku lat toczy się dyskusja o tym, czy era druku dobiega końca, brakowało jednak dowodów, że ludzie naprawdę chcą czytać książki w formacie elektronicznym. Teraz już wiadomo, że zainteresowanych przybywa błyskawicznie, a złota era eksiążek właśnie się zaczyna. O podział nowego wydawniczego rynku walczą trzy wielkie firmy: Amazon, Apple i Google.
Do niedawna niezagrożonym liderem eliteratury był sklep internetowy Amazon, który opanował 55 procent rynku. W ciągu roku potroił sprzedaż eksiążek, teraz zarabia na nich 46 mln dolarów co kwartał. Przebojem okazał się Kindle, wyprodukowany przez Amazon w 2007 r. elektroniczny czytnik, którego używa ponad 2,5 mln osób. Urządzenie pozwala w ciągu 60 sekund ściągnąć dowolny tytuł z oferty liczącej ponad 400 tys. pozycji. Nie wymaga połączenia z Internetem, wystarczy telefon komórkowy. Jest lekki i poręczny, wyświetla tekst dzięki technologii eink (elektroniczny atrament, który układa się w znaki), nie męczy wzroku i daje wrażenie czytania z papieru.
[srodtytul]Barwny rywal[/srodtytul]
Wyglądało na to, że Amazon zaszachował potencjalnych rywali – inne eczytniki, produkowane przez konkurencję, prezentowały się przy Kindle'u jak pospolity odtwarzacz MP3 przy supermodnym iPodzie.
Ale 3 kwietnia wszystko się zmieniło. Do gry o przyszłość książek weszła firma Apple, choć jeszcze niedawno jej szefowie się zarzekali, że biznes literacki ich nie interesuje. – Ludzie nie czytają. 40 procent Amerykanów bierze do ręki jeden tytuł rocznie – mówili. Apple zmienił jednak zdanie i wiosną wprowadził na rynek iPady – niewielkie komputery w formie ekranu dotykowego, które nie tylko umożliwiają, ale rewolucjonizują czytanie. Cieszą się rekordową popularnością, w ciągu niespełna dwóch miesięcy sprzedano 2 miliony sztuk. Teraz prognozy mówią, że w ciągu roku rozejdzie się nawet 7 mln urządzeń (trzy razy więcej, niż planowano).