Jak pisać o utracie dziecka, które nie pojawiło się na świecie? Ale jednak żyło – w ciele matki. I to ona właśnie usiłuje uporać się ze stratą niepojętą dla innych. Tym bardziej niezrozumiałą, że z jej łona wyszła potem dwójka pełnowartościowych potomków. Żyją, rosną, rozwijają się bez szwanku. Tylko matka pamięta to pierwsze, nienarodzone…
Doświadczyła tego Justyna Bargielska. I nadal trwa w stanie żałoby po kimś, komu nawet nie nadała imienia. Oto powód, dla którego ta utalentowana poetka sięgnęła po prozę. Przede wszystkim, chciała wyartykułować swoje uczucia i odczucia. Znalazła do tego specjalny język. Niby prześmiewczy, wyprany z sentymentów, z wtrąconymi tu i ówdzie wulgaryzmami, lecz szarpiący bebechy. Bargielska napisała quasi-pamietnik, rozłożony na 44 odcinki. Specyficzne mini-utwory. Jest w nich banał codzienności i chwile odświętne, choć nie celebrowane w tradycyjnej formie.
Ale nade wszystko, w „Obsoletkach” pobrzmiewa nuta rozpaczy w formie groteski. Bo to rzecz o poronieniach. O utracie kogoś, kto zmarł, zanim zdążył się urodzić. Temat, którego nikt nie chce go tykać. A Bargielska nie cofa się przed niewdzięcznym zadaniem. Jej oszczędne, szorstkie relacje pełne są czułości i współczucia. Nie tylko pisze, stara się pomóc innym kobietom dotkniętych podobnym dramatem. Na ich prośbę fotografuje dziecięce „zaczyny”. Komputerowo obrabia fotki, doskonali.
Oto, jak opowiada o jednym z przypadków: „Rozwinęła zawiniątko całkiem, pokazuje mi kawałek zaschniętej wątróbki. Robię zdjęcia kawałkowi zaschniętej wątróbki i widzę, że coś ma, coś ma. Niby nóżkę. Niby główkę”. Tak prezentowała się „Hanutka”, która zaliczyła osiem tygodni życia płodowego. I tyle.
Kolejny problem – czy embrion ma duszę? Medycyna obojętnie milczy, kościół udaje głuchego, choć jednocześnie prowadzi krucjatę w obronie życia poczętego. A niedoszłe matki szaleją, wpadają w depresję. Przecież nosiły w sobie coś żywego, wybierały imiona, snuły plany, do jakiej szkoły… Nie potrafią pogodzić się z tym, że krwawe szczątki, to wszystko, co zostało z marzeń. Domagają się fotografii. A potem namiastki pogrzebu. Nazywa się to pokropek, od skrapiania niedużych i nieochrzczonych szczątków. Albo taki pomysł na pseudofuneralia: wypuszczone na trzy-cztery baloniki z listami do niedonoszonych maleństw. Metaforyczny pochówek, zbratanie z aniołkami.