Hubert Klimko-Dobrzaniecki: nowa powieść Borholm, Borholmt

Najnowsza powieść Huberta Klimki-Dobrzanieckiego „Bornholm, Bornholm” trzyma w napięciu jak kryminał

Publikacja: 01.02.2011 00:26

Hubert Klimko-Dobrzaniecki: nowa powieść Borholm, Borholmt

Foto: Rzeczpospolita

Duńska wysepka, o rzut beretem od wybrzeży niemieckiego, polskiego, szwedzkiego. Zero atrakcji, historia płaska jak pejzaż. Mimo to, a może właśnie dlatego, Klimko-Dobrzaniecki wziął na cel ten nieciekawy teren. Co więcej, sprawił, że „Bornholm, Bornholm” czyta się jak sensację.

Suspens jest w konstrukcji. Splatają się dwa plany czasowe, dwa konsekwentnie prowadzone wątki; przenikają historie bohaterów.

Pierwszy to anonimowy narrator monologujący przy łóżku pogrążonej w śpiączce matki (lata 80. ubiegłego wieku). Dla niej wrócił na Bornholm po wieloletnim pobycie w Anglii. Drugiego przedstawia autor: nazywa się Horst Bartlik, jest Niemcem i w chwili wybuchu drugiej wojny ma 36 lat.

Oba wątki – dzieli je ok. 40 lat – „wchodzą sobie w słowo” w kulminacyjnych momentach.

Wyspa Bornholm – powtórzona w tytule, jakby dla podkreślenia dwupłaszczyznowości fabuły – po części stanowi tło akcji. Staje się też klamrą spinającą losy nieznanych sobie mężczyzn, z których pierwszy mógłby być synem drugiego…

Ale geograficzne okoliczności to tylko pozorny powód, dla którego Klimko-Dobrzaniecki wymieszał Bartlik’s story z opowieścią syna obecnej/nieobecnej mamy. Prawdziwym celem jest podwójna spowiedź. Psychodrama rozpisana na dwa głosy. Traktują na ten sam temat: męki znajdowania prawdy o sobie. Można to też nazwać torturą dojrzewania. W obydwu przypadkach rozpoznanie siebie przybiera skalę tytanicznego wysiłku z powodu trujących więzi emocjonalnych, którymi bohaterowie zostali zniewoleni.

Młodego ubezwłasnowolniła matka, samotnie wychowując jedynaka. Bartlika w szachu trzymała żona, z którą trwał w związku ze względu na dzieci.

Banał, dwa banały. Mimo to autor krzesa z tego napięcie. Coraz szybsze zwroty akcji, coraz ostrzejsze cięcia – cofnięcie taśmy i znów do przodu. Dynamika jak w kryminale.

Dla obu nadchodzi dzień wyzwolenia. Dla Horsta – wcielenie do armii, efekt „poprawiania świata” przez pogardzanego przezeń „akwarelistę” Hitlera; dla młodego – zapaść matki. Obaj dokonują czegoś na kształt samodzielnej psychoanalizy. Rozmawiają sami ze sobą.

Ten młodszy – żeby wybudzić matkę ze śpiączki, głośno spowiada się z życia. Wreszcie mówi szczerze. Wyznania ranią mówiącego, lecz mają także oczyszczającą moc. Drugi protagonista gada do siebie w duchu. Jego status quo zmienia dopiero wojna, z której wychodzi wzmocniony na ciele i duchu. Bo też nie znalazł się w ogniu walk, lecz trafił na Bornholm, skąd wrócił na łono niemieckiej rodziny. Jednak dlaczego „Bornholm, Bornholm”? Klimko-Dobrzaniecki dopiero w epilogu spina wątki. Nie zdradzę puenty. Tak naprawdę nie o nią chodzi. Ważniejsze, że panowie dogadali się ze sobą.

[i]

ZAMÓW TERAZ! cena: 34 zł. Wyślij SMS o treści bornholm1k1 na numer 70500 (koszt SMS 0,61 zł z VAT). Płatność przy odbiorze. Szczegóły usługi na [link=http://www.one-step.pl]www.one-step.pl[/link][/i]

Duńska wysepka, o rzut beretem od wybrzeży niemieckiego, polskiego, szwedzkiego. Zero atrakcji, historia płaska jak pejzaż. Mimo to, a może właśnie dlatego, Klimko-Dobrzaniecki wziął na cel ten nieciekawy teren. Co więcej, sprawił, że „Bornholm, Bornholm” czyta się jak sensację.

Suspens jest w konstrukcji. Splatają się dwa plany czasowe, dwa konsekwentnie prowadzone wątki; przenikają historie bohaterów.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego