Na niewielkie książki Mari Jungstedt warto jednak zwrócić uwagę, bo idą pod prąd schematu literatury depresyjnej, społecznie zaangażowanej i wymierzającej sprawiedliwość widzialnemu światu.

Jungstedt to szwedzka prezenterka telewizyjna, bardziej celebrytka niż dziennikarka. Kryminały pisuje, bo lubi, a jej siedmiotomowa (jak dotąd) seria to bezpretensjonalna, lekka rozrywka. Fabułę uruchamiają wprawdzie czyny krwawe (czasem krwawe seryjnie), ale po lekturze w pamięci zostają nie wymyślne intrygi złoczyńców, ale sielskie obrazy życia w zabytkowym Visby, głęboko zielone lasy Gotlandii i kuszące bałtyckie plaże. Całość przypomina solidny serial obyczajowy, bo autorka od pierwszego tomu sporo miejsca poświęca życiu towarzyskiemu i uczuciowemu postaci. Zagadki kryminalne nie są specjalnie zawikłane i wszystkie te historie równie dobrze czytałoby się i bez nich.

Polski czytelnik dostał właśnie do ręki tom trzeci serii: „We własnym gronie”. Komisarz Knutas i jego najbliższa współpracowniczka Karin Jacobsson próbują tu rozwikłać zagadkę morderstw o charakterze rytualnym. Inny główny bohater cyklu, Johan Berg ze szwedzkiej telewizji, zgłębia tymczasem sekrety nielegalnego handlu i odkrywa uroki tacierzyństwa. W tle mamy sporo ciekawych szczegółów związanych z wikingami i średniowieczem, bo jedną z dekoracji jest letnia szkoła archeologiczna; można się także sporo dowiedzieć o tym, wedle jakiej hierarchii układa się newsy w szwedzkiej telewizji – tę wiedzę autorka posiada przecież z pierwszej ręki.

Nie będę czarował – literacko książki Jungstedt nie dorastają do poziomu ekstraklasy skandynawskiego kryminału, stanowią za to dobry przykład solidnej produkcji środka. Zdarzają się jej fragmenty drewniane, choć nie wiem, czy to wina autorki, czy tłumaczki lub redaktora. Ale na pewno lepiej powiedzieć: „kiedy to się stało”, zamiast: „ustalmy ramy czasowe zdarzenia”. Będę jednak bronił opowieści o komisarzu Andersie Knutasie, bo przynajmniej po ich lekturze nie miałem ochoty w rozpaczy przebić sobie gardła kijkiem do nart. Zacząłem za to całkiem na poważnie rozważać możliwość wakacji na Gotlandii.

[i]Mari Jungstedt „We własnym gronie”, Bellona 2011, str. 392[/i]