„Grzechy" pisarza zostały wyłuszczone w lutowym numerze pisma „Powstaniec". Autor tekstu, ukrywający się pod pseudonimem „Ob.", określił reportaż Goetla jako ciężki wybryk o znamionach antypaństwowych, ponieważ „to, co pisze, jest czystym wymysłem chorej wyobraźni albo najzwyklejszą złośliwością zrodzoną z poczucia swego „wysokiego dostojeństwa", a równocześnie z pogardy dla „tego ludu na tym Śląsku"„. Publicysta zażądał, by podręcznik został wycofany ze szkół. W tych szkołach, gdzie omówiono już reportaż, powinien on zostać sprostowany, a sam Goetel publicznie ma wycofać „swe pomylone i na złośliwości oparte twierdzenia i by w sposób godny przedstawiciela najwyższej instytucji polskiej literatury dał społeczeństwu śląskiemu zadośćuczynienie za wyrządzoną mu ciężką zniewagę". Żądania w podobnym tonie wyrazili członkowie Grupy Związku Powstańców Śląskich (z powiatu gliwicko-toszeckiego), którzy domagali się „pociągnięcia p. Goetla do odpowiedzialności" i żądali „stanowczo odwołania przez p. Goetla całego reportażu w prasie codziennej".
Ponadto „Mały Dziennik" podał, że w Imielinie odbyło się zebranie „zespołu związków i towarzystw polskich", podczas którego podjęto rezolucję dotyczącą „obelżywego dla Ślązaków" reportażu.
Na ostatniej stronie „Wiadomości Literackich" z 14 lutego 1937 roku można było znaleźć ironiczną notatkę „Ferdzio na stosie", w której wspomniano rezolucję podjętą w Imielinie oraz publiczne spalenie podręczników. Zacytowano również fragment artykułu z „Małego Dziennika", w którym zadano autorowi książki „Przez płonący wschód" trzy pytania. Czy Goetel jako członek Polskiej Akademii Literatury ma pojęcie swojej misji w społeczeństwie? Jak by się czuł, gdyby stanął oko w oko ze Słowackim i Mickiewiczem, gdyby ci powstali z grobu i przeczytali jego tekst? Trzecie pytanie było najdotkliwsze. Czy Goetel „mógłby stanąć ze swoim utworem przed duchem Wielkiego Marszałka Piłsudskiego i zapytać Tego Budowniczego Polski o ocenę swego utworu literackiego?".
Miasto bogate i oświecone
Poszło dosłownie o kilka zdań, które Goetel zamieścił w swym reportażu „Katowice". Wśród nich znalazły się np. takie wnioski: „Ludzi ładnych nie widzi się wielu, a o jakiejkolwiek „rasie" mowy nie ma. Kość gruba, postacie przysadkowate, twarze surowe – wszystko razem miazga jakaś ludzka (...)". „Zamiast dam widzi się na ulicach baby, zamiast strojów – odzież, zamiast torebek, parasolek – koszyki, torby i wózki dziecięce. Czasami tylko wystrzeli z babskiej armii „elegantka niby", ale taka, co jej jakoś wszystko wychodzi na bakier. Chłopaki dotrzymujące jej towarzystwa (...) po amerykańsku krzykliwi i natarczywi, trzy czwarte roku biegają bez kapelusza na głowie, a latem i bez kołnierzyka", do tego z fasonem trzymają ręce w kieszeniach spodni.
Goetel zauważył również, że chodząc po Katowicach, „nie znajdziemy jednej olśniewającej kawiarni, jednego wspaniałego kina, jednego lokalu, rozrywki, promieniejącego wykwintem „wielkiego" świata".
Powyższe zdania wyciągnięte spośród innych faktycznie mogą sugerować, że Goetel nie pałał sympatią do Śląska i Ślązaków. Jednak czytając uważnie cały tekst, można dojść do wniosku, że wcale tak nie było.