Ferdynand Goetel naraził się Ślązakom

Aktualizacja: 06.08.2011 20:34 Publikacja: 05.08.2011 18:05

Ferdynand Goetel (z prawej) z Johnem Galsworthym, czerwiec 1930 r.

Ferdynand Goetel (z prawej) z Johnem Galsworthym, czerwiec 1930 r.

Foto: NAC

Red

Przed wojną na rynku w Katowicach spalono podręcznik, bo był w nim reportaż Ferdynanda Goetla, ponoć znieważający śląską społeczność.

Rzecz o książkach - czytaj więcej

W mroźną środę 27 stycznia 1937 roku słońce zaszło o godzinie 16.13. Godzinę później na katowickim rynku zaczął zbierać się tłum, który gęstniał z każdą następną minutą. Mężczyźni zaczęli układać stos z drzewa. Było około 17.30, gdy suche szczapy zapłonęły. W ogień poleciały książki. Był to chyba jedyny taki przypadek w przedwojennej Polsce.

Wzorem nazistów

W latach 30. ubiegłego stulecia przodownikami w paleniu książek, których treść sprzeciwiała się „niemieckiemu duchowi", byli naziści. Za ich przykładem poszli ci, którzy na katowickim rynku rzucali na stos podręczniki do nauki języka polskiego dla gimnazjalistów, które zostały wydane w 1936 roku we Lwowie. W czwartym tomie podręcznika jego autorzy – Juliusz Balicki i Stanisław Maykowski, zamieścili m.in. reportaż Ferdynanda Goetla zatytułowany „Katowice".

W tamtym czasie Goetel miał już ugruntowaną pozycję wśród polskich literatów, mało tego, prezesował Związkowi Zawodowemu Literatów Polskich. Jego książki były tłumaczone na całym świecie. Goetel wiele podróżował, dzięki czemu pisał świetne reportaże o Egipcie czy Indiach. Próbował swoich sił również w tworzeniu scenariuszy filmowych. Między innymi razem z generałem Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim napisał w 1932 r. scenariusz do filmu „Ułani, ułani, chłopcy malowani". Trudno więc się dziwić, że autorzy podręcznika postanowili umieścić tekst Goetla wśród uczniowskich lektur.

„Grzechy" pisarza zostały wyłuszczone w lutowym numerze pisma „Powstaniec". Autor tekstu, ukrywający się pod pseudonimem „Ob.", określił reportaż Goetla jako ciężki wybryk o znamionach antypaństwowych, ponieważ „to, co pisze, jest czystym wymysłem chorej wyobraźni albo najzwyklejszą złośliwością zrodzoną z poczucia swego „wysokiego dostojeństwa", a równocześnie z pogardy dla „tego ludu na tym Śląsku"„. Publicysta zażądał, by podręcznik został wycofany ze szkół. W tych szkołach, gdzie omówiono już reportaż, powinien on zostać sprostowany, a sam Goetel publicznie ma wycofać „swe pomylone i na złośliwości oparte twierdzenia i by w sposób godny przedstawiciela najwyższej instytucji polskiej literatury dał społeczeństwu śląskiemu zadośćuczynienie za wyrządzoną mu ciężką zniewagę". Żądania w podobnym tonie wyrazili członkowie Grupy Związku Powstańców Śląskich (z powiatu gliwicko-toszeckiego), którzy domagali się „pociągnięcia p. Goetla do odpowiedzialności" i żądali „stanowczo odwołania przez p. Goetla całego reportażu w prasie codziennej".

Ponadto „Mały Dziennik" podał, że w Imielinie odbyło się zebranie „zespołu związków i towarzystw polskich", podczas którego podjęto rezolucję dotyczącą „obelżywego dla Ślązaków" reportażu.

Na ostatniej stronie „Wiadomości Literackich" z 14 lutego 1937 roku można było znaleźć ironiczną notatkę „Ferdzio na stosie", w której wspomniano rezolucję podjętą w Imielinie oraz publiczne spalenie podręczników. Zacytowano również fragment artykułu z „Małego Dziennika", w którym zadano autorowi książki „Przez płonący wschód" trzy pytania. Czy Goetel jako członek Polskiej Akademii Literatury ma pojęcie swojej misji w społeczeństwie? Jak by się czuł, gdyby stanął oko w oko ze Słowackim i Mickiewiczem, gdyby ci powstali z grobu i przeczytali jego tekst? Trzecie pytanie było najdotkliwsze. Czy Goetel „mógłby stanąć ze swoim utworem przed duchem Wielkiego Marszałka Piłsudskiego i zapytać Tego Budowniczego Polski o ocenę swego utworu literackiego?".

Miasto bogate i oświecone

Poszło dosłownie o kilka zdań, które Goetel zamieścił w swym reportażu „Katowice". Wśród nich znalazły się np. takie wnioski: „Ludzi ładnych nie widzi się wielu, a o jakiejkolwiek „rasie" mowy nie ma. Kość gruba, postacie przysadkowate, twarze surowe – wszystko razem miazga jakaś ludzka (...)". „Zamiast dam widzi się na ulicach baby, zamiast strojów – odzież, zamiast torebek, parasolek – koszyki, torby i wózki dziecięce. Czasami tylko wystrzeli z babskiej armii „elegantka niby", ale taka, co jej jakoś wszystko wychodzi na bakier. Chłopaki dotrzymujące jej towarzystwa (...) po amerykańsku krzykliwi i natarczywi, trzy czwarte roku biegają bez kapelusza na głowie, a latem i bez kołnierzyka", do tego z fasonem trzymają ręce w kieszeniach spodni.

Goetel zauważył również, że chodząc po Katowicach, „nie znajdziemy jednej olśniewającej kawiarni, jednego wspaniałego kina, jednego lokalu, rozrywki, promieniejącego wykwintem „wielkiego" świata".

Powyższe zdania wyciągnięte spośród innych faktycznie mogą sugerować, że Goetel nie pałał sympatią do Śląska i Ślązaków. Jednak czytając uważnie cały tekst, można dojść do wniosku, że wcale tak nie było.

W reportażu Goetel podkreślał, że Katowice „nie są ani tandetne, ani nędzne, ani ciemne", jest wręcz przeciwnie, miasto jest bogate i bardziej oświecone od jakiegokolwiek innego miasta w Polsce. Ślązacy mają w sobie „przytajoną" siłę i są przedsiębiorczy. Bezrobotni górnicy nie użalają się nad sobą, ale by zarobić na życie, sprzedają węgiel z biedaszybów. Opał sprzedawany jest po 50 kilogramów, a wśród brył nie ma żadnego kamienia czy miału. Żaden górnik nawet nie śmiałby oszukać klienta, bo „godność własna wiąże się u Ślązaka z użytecznością, a praca jest jego honorem. Na życie się tu zarabia pracą, a jeśli jej nie dają, kradnie się pracę, aby ją potem sprzedawać uczciwie, z dumą, z manifestacją, że się nie jest innym niż wszyscy, którzy mogą pracować".

Choć w Katowicach nie ma „olśniewających kawiarni", to wcale nie oznacza, że jest to biedne miasto. Można się o tym przekonać, opuszczając centrum i wychodząc na przedmieścia. Nie ma tam ruder, niechlujstwa, „łachmaniarskiego kretowiska", które są normalne w przypadku reprezentacyjnych dzielnic wielu polskich miast. W Katowicach „nikt nie wypełza nad rynsztok, nikt swej nędzy nie wynosi przed próg i nie manifestuje jej urągliwie i bezwstydnie przed światem".

Choć to normalne, że miasto jest skażone węglową czernią, a powietrze jest „nasycone czadem", Goetel zauważał w tej czerni „schludność i potrzebę porządku, nie narzucaną żadnym nakazem, lecz wrosłą w ludzki obyczaj i przyswojoną sobie przez każdego, najbiedniejszego nawet człowieka".

Spostrzeżenia pisarza nie były przypadkowe. Goetel świetnie znał Katowice, Śląsk i Zagłębie Dąbrowskie.

– Już po pierwszych literackich sukcesach Goetel otrzymał od Wojciecha Korfantego propozycję stworzenia powieści o tematyce śląskiej. Choć pisarz zamówienia znanego polityka wówczas nie przyjął, pomysł nie upadł, dojrzewając w następnych latach. W 1934 roku powstają jego reportaże ze Śląska publikowane w „Gazecie Polskiej" w obszernym cyklu pod tytułem „Ludzie i maszyny". Poruszane w nim kwestie i zagadnienia w znacznej mierze pokrywają się z problematyką powstałej później powieści „Anakonda" – mówi dr Krzysztof Polechoński z Instytutu Filologii Polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Wizyty na Śląsku to niejedyne związki pisarza z tą ziemią. W swoich wspomnieniach zatytułowanych „Patrząc wstecz", które dyktował ze względu na zaawansowaną jaskrę, można przeczytać, że jego dziadek Florian Koehier ożenił się ze Ślązaczką nazwiskiem Byczek. Miał więc pisarz śląskie korzenie.

Dobrali sobie redaktora

Stos palił się jeszcze, gdy do domów rozeszli się amatorzy palenia książek, wtedy w cieple płomieni grzać się zaczęli bezrobotni mężczyźni. Ale pokłosiem całej akcji stała się dalsza nagonka na pisarza.

– Na Goetla „rzucili się" i Niemcy z „Kattowitzer Zeitung", i sanatorzy z „Polski Zachodniej", i korfantowcy z „Polonii". Chyba tylko młodzi z „Fantany" wzięli w obronę Goetla – mówi Krzysztof Polechoński.

Redaktor z pisma „Polonia" uznał, że ciepło bijące od stosu, w którym grzali się bezrobotni, to jedyna korzyść z „dzieła pana Goetla". Katolicki „Gość Niedzielny" przy okazji wzmianki o tym, że pisarz został naczelnym „Kuriera Porannego", pisał z ironią, że „dobrali sobie redaktora", którego na Śląsku wszyscy bardzo kochają i zaprenumerują sobie teraz „Kuriera", w którym „Goetel będzie wypisywał dalsze hymny pochwalne na cześć Śląska i jego polskości".

Nieco w innym tonie pisał katowicki dziennik „Polska Zachodnia", który wytknął dziennikarzom z niemieckojęzycznej prasy, że nie powinni tak bardzo entuzjazmować się „płomienną demonstracją", gdyż jest to ryzykowne posunięcie, ponieważ na o wiele bardziej dramatyczną demonstrację mogą zdecydować się ludzie prowokowani przez antypolskie teksty drukowane w „Kattowitzer Zeitung".

Zasłużone Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich we Lwowie ugięło się pod naporem oponentów, którzy uznali, że Goetel obraził ich swoim reportażem.

– Ossolineum nie chciało zadzierać ze Ślązakami, bo afera stała się głośna, a wydawnictwo nie miało zamiaru marnować podręcznika. Zdecydowało się więc na wymianę tekstu, który wywołał skandal i protesty na Śląsku – wyjaśnia dr Polechoński.

Dziś, zarówno na rynku antykwarycznym, jak i w bibliotekach można spotkać dwie wersje podręcznika Balickiego i Maykowskiego. W jednym znajduje się reportaż „Katowice" podpisany przez Ferdynanda Goetla, a w drugim tekst pod tym samym tytułem autorstwa... Zofii Kossak-Szczuckiej. Tekst pisarki jest taki sam objętościowo jak Goetla. Choć drugie wydanie części czwartej podręcznika ukazało się w 1937 roku, to nie zmieniono karty tytułowej (widnieje na niej data – 1936) ani spisu treści. Wciąż można w nim przeczytać nazwisko „Ferdynand Goetel", jednak na stronach 431 – 435 zamieszczony jest katowicki reportaż autorki „Krzyżowców".

Pisane z życzliwością

Na trzy miesiące przed wybuchem II wojny światowej „Powstaniec" przypomniał swoim czytelnikom Goetla, co „wyrządził Śląskowi wielką krzywdę, którą powinien był naprawić". Stało to się przy okazji planowanego zjazdu pisarzy i artystów śląskich zrzeszonych w zespole literatów Fantana. W obronie pisarza stanęło pismo literatów. Goetel zapytany przez redaktora „Fantany" o tę sprawę, miał odpowiedzieć:

– Do niczego się nie poczuwam, ostatnio przeczytałem sobie jeszcze raz ten reportaż i doszedłem do przekonania, że dziś nie skreśliłbym z niego ani słowa, mogąc go wam nawet przysłać do przedrukowania.

Autor tekstu zatytułowanego „Odgrzewane pretensje" podkreśla, że wyrwane z kontekstu zdania zostały źle zinterpretowane, a całość tekstu jest pisana z „sympatią żywą i serdeczną, możemy śmiało powiedzieć, z uznaniem, podziwem i... szacunkiem. Nie ma w nim za grosz tromtadractwa, jest bystre i głębokie spojrzenie, są proste i jasne stwierdzenia, które Ślązakowi mogą przynieść tylko zaszczyt".

Wydaje się, że część, jeśli nie większość „inkwizytorów" nie znała w całości „Katowic" Ferdynanda Goetla. .

W 2000 roku katowicki miesięcznik „Śląsk" przedrukował w całości reportaż Goetla, został on okraszony komentarzem publicysty Krzysztofa Karwata, który podkreślał, że pisarz, choć miał niemieckie korzenie, „był i zawsze czuł się Polakiem". Karwat również przyznał, że reportaż, który spotkał się z ostrą krytyką, był pisany „ze sporą dawką życzliwości, a nawet podziwu dla miasta i jego mieszkańców".

Losy Goetla potoczyły się tak, że 5 grudnia 1945 roku właśnie z Katowic wyruszył na emigrację. Zmarł w Londynie w listopadzie 1960 roku.

Autor opublikował w ubiegłym roku „Z cienia. Powieść o żołnierzach wyklętych" (Wydawnictwo Fronda). Książka została nominowana do tegorocznej Nagrody Literackiej im. Józefa Mackiewicza

Przed wojną na rynku w Katowicach spalono podręcznik, bo był w nim reportaż Ferdynanda Goetla, ponoć znieważający śląską społeczność.

Rzecz o książkach - czytaj więcej

Pozostało 98% artykułu
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Literatura
Han Kang z Korei Południowej laureatką literackiego Nobla'2024. Jedną powieść pisała w Warszawie
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni