Reklama

Najkrótsza historia PRL

"Mój słownik PRL-u" Marka Nowakowskiego z ilustracjami Andrzeja Krauzego, publikacja Instytutu Pamięci Narodowej, składa się z 58 haseł-pojęć, z którymi musiał się zetknąć każdy Polak żyjący w kraju w latach 1945– –1989.

Aktualizacja: 02.11.2012 16:51 Publikacja: 02.11.2012 10:03

Mój słownik PRL-u Marek Nowakowski, IPN, Warszawa, 2012

Mój słownik PRL-u Marek Nowakowski, IPN, Warszawa, 2012

Foto: Plus Minus

Rówieśnik autora (1935 r.) studiujący w tych samych latach na tym samym Uniwersytecie Warszawskim, tyle że on prawo, ja – polonistykę, mógłbym być postacią już z pierwszego hasła:  „Agitatorzy... nadawali się do tego uczniowie obdarzeni zdolnościami humanistycznymi,  zbierający piątki z polskiego i historii".

W Liceum Batorego nasi nauczyciele uczyli, jak było naprawdę, a ja jako kierownik agitacji i propagandy zarządu klasowego, a w pierwszym półroczu klasy maturalnej Zarządu Szkolnego, komentowałem wydarzenia. Tyle że agitatorzy-koledzy Marka obficie cytowali  Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Ja wówczas byłem po lekturze jedynie „Manifestu komunistycznego" i pracy Stalina o językoznawstwie. Natomiast na każdą okazję wymyślałem nieprzekraczające granicy umiarkowanego banału cytaty z listów Engelsa do Meyera bądź Klostermanna w rozsądnym przekonaniu, że nikt nie zechce sprawdzać, czy coś podobnego zostało napisane i czy istniał adresat tego nazwiska.

Przez lata sądziłem, że plena  KC  mnie nie dotyczą. A jednak tuż po październikowym plenum 1956 r. uległem powszechnej psychozie i przeprowadziłem wielki, agresywny wywiad ze sztandarowym przeciwnikiem nowego, generałem-gazrurką Witaszewskim Kazimierzem dla pierwszego numeru wydanego przez Zrzeszenie Studentów Polskich w tygodniku „0d Nowa", który miał stanowić radykalną konkurencję dla „Po prostu". Wywiad ukazał się, tyle że twórca pisma Jarosław Abramow-Newerly niezwłocznie stracił zajęcie.

W czasie czterogodzinnej rozmowy generał, były szef Głównego Zarządu Politycznego LWP, czyli trzecia, no może czwarta osoba w armii, powiedział mi, że wie, że nie podoba mi się przysięga wojskowa. Rzeczywiście dokładnie trzy miesiące wcześniej, na polu, parę kilometrów od miejsca, gdzie by można instalować podsłuch, w obecności trzech kolegów, po czterech latach wspólnych studiów, pozwoliłem sobie na sarkastyczną uwagę. Tak więc zostałem „rozpracowany"  (hasło 44) przez  „Informację Wojskową" ( hasło 19).

Miałbym ochotę rozbić „ogonek" na dwa, dodając osobno „kolejkę". W ogonku trzeba było stać osobiście, bądź na przedłużające się godziny wynająć płatnego zastępcę – emeryta stacza. Jako uczeń szkół mieszkający z rodzicami przez kilka lat spędzałem codziennie (oprócz świąt) koło trzech godzin, zaraz po obiedzie, w ogonku po masło, które sprzedawano od 16, by umożliwić zakup ludziom pracy. W kolejkach – moim zdaniem – obowiązywały listy. Zapisany w kolejce na liście przydziału mieszkań w spółdzielni lokatorskiej czekałem lat 16 (co i tak było poniżej średniej).

Reklama
Reklama

Dodałbym hasło: „zrzut z eksportu". Czasem rzucano w sklepie na Pięknej niewielkie partie zakwestionowanych przez surową kontrolę techniczną szkieł z Krosna, eksportowanych po cenie konkurencyjnej w relacji cztery złote za dolara. Tak więc wynosiłem słoje o grubości dna 4 cm wysokości od 18 do 36 cm i średnicy 16–18 centymetrów z bardzo drobnymi odpryskami, które dawały się wyszlifować najdelikatniejszym papierem ściernym, w cenie zwykłej szklanki w MHD.

Tutaj w ogonku kwitło ożywione życie umysłowe i towarzyskie. W ciągu dwu godzin zapas towaru bywał wyczerpany. Inne okazje zdarzały się w niewielkim sklepiku na Ząbkowskiej, gdzie pojawiały się skromne ilości znakomitej wełny bielskiej z drobnymi niedoróbkami, jakimiś supłami. Odkrywszy ten sklepik, zachowałem wiedzę o nim w tajemnicy. Nie było tam kolejek, natomiast warto było odwiedzać go co kilkanaście dni. Trzeba też było kupić całą ilość tkaniny pozostałą z beli, na przykład : 4,30 m, podczas gdy dla mnie na ubranie z dwoma parami spodni wychodzi 3,60. Ale to się i tak opłacało. Z materiału w brązową jodełkę wyniesionego z Ząbkowskiej uszyte było to, w czym występuję w „Rejsie".

Chciałbym dodać sprostowanie do hasła „Księża patrioci". Były wśród tych kolaborantów zresztą konkurencyjne grupy. Nowakowski pisze, że ich ruch po roku 1956 zmarł śmiercią naturalną. Nie do końca. Latem 1964 r. obserwowałem z okien Pałacu Staszica, jako zjawisko parateatralne, przeciągający Nowym Światem z Belwederu na Powązki kondukt żałobny przewodniczącego Rady Państwa Aleksandra Zawadzkiego. Gdzieś w środku pochodu pojawiła się grupka kilkunastu starszych mężczyzn w sutannach obwieszonych orderami, którym jak ogłosił dziennikarz radiowy komentujący wydarzenie, przewodził ks. Stanisław Owczarek. Odgrywając coraz mniejszą rolę katolicy usługowi dotrwali do końca PRL; generał Jan Dobraczyński został w 1984 r. budowniczym Polski Ludowej.

Wreszcie „Awangarda" powraca w „Ukrytym", ostatniej powieści Bronisława Wildsteina. Dziś awangardę stanowi zwolennik europejskiej modernizacji, przeciwnik krzyża, oszołomów i moherowych beretów.

Znakomitym uzupełnieniem „Słownika" są rysunki Andrzeja Krauzego także opatrzone tekstami grafika. „Ogonek" ilustruje nowość: „Przezrocza mięsne!" (duży wybór – kolor naturalny). Przy „Inżynierze dusz"  widzimy jak pisarz pisze, redaktor redaguje, cenzor cenzuruje. Muza śpi.

Rówieśnik autora (1935 r.) studiujący w tych samych latach na tym samym Uniwersytecie Warszawskim, tyle że on prawo, ja – polonistykę, mógłbym być postacią już z pierwszego hasła:  „Agitatorzy... nadawali się do tego uczniowie obdarzeni zdolnościami humanistycznymi,  zbierający piątki z polskiego i historii".

W Liceum Batorego nasi nauczyciele uczyli, jak było naprawdę, a ja jako kierownik agitacji i propagandy zarządu klasowego, a w pierwszym półroczu klasy maturalnej Zarządu Szkolnego, komentowałem wydarzenia. Tyle że agitatorzy-koledzy Marka obficie cytowali  Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Ja wówczas byłem po lekturze jedynie „Manifestu komunistycznego" i pracy Stalina o językoznawstwie. Natomiast na każdą okazję wymyślałem nieprzekraczające granicy umiarkowanego banału cytaty z listów Engelsa do Meyera bądź Klostermanna w rozsądnym przekonaniu, że nikt nie zechce sprawdzać, czy coś podobnego zostało napisane i czy istniał adresat tego nazwiska.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Reklama
Reklama