Rówieśnik autora (1935 r.) studiujący w tych samych latach na tym samym Uniwersytecie Warszawskim, tyle że on prawo, ja – polonistykę, mógłbym być postacią już z pierwszego hasła: „Agitatorzy... nadawali się do tego uczniowie obdarzeni zdolnościami humanistycznymi, zbierający piątki z polskiego i historii".
W Liceum Batorego nasi nauczyciele uczyli, jak było naprawdę, a ja jako kierownik agitacji i propagandy zarządu klasowego, a w pierwszym półroczu klasy maturalnej Zarządu Szkolnego, komentowałem wydarzenia. Tyle że agitatorzy-koledzy Marka obficie cytowali Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina. Ja wówczas byłem po lekturze jedynie „Manifestu komunistycznego" i pracy Stalina o językoznawstwie. Natomiast na każdą okazję wymyślałem nieprzekraczające granicy umiarkowanego banału cytaty z listów Engelsa do Meyera bądź Klostermanna w rozsądnym przekonaniu, że nikt nie zechce sprawdzać, czy coś podobnego zostało napisane i czy istniał adresat tego nazwiska.
Przez lata sądziłem, że plena KC mnie nie dotyczą. A jednak tuż po październikowym plenum 1956 r. uległem powszechnej psychozie i przeprowadziłem wielki, agresywny wywiad ze sztandarowym przeciwnikiem nowego, generałem-gazrurką Witaszewskim Kazimierzem dla pierwszego numeru wydanego przez Zrzeszenie Studentów Polskich w tygodniku „0d Nowa", który miał stanowić radykalną konkurencję dla „Po prostu". Wywiad ukazał się, tyle że twórca pisma Jarosław Abramow-Newerly niezwłocznie stracił zajęcie.
W czasie czterogodzinnej rozmowy generał, były szef Głównego Zarządu Politycznego LWP, czyli trzecia, no może czwarta osoba w armii, powiedział mi, że wie, że nie podoba mi się przysięga wojskowa. Rzeczywiście dokładnie trzy miesiące wcześniej, na polu, parę kilometrów od miejsca, gdzie by można instalować podsłuch, w obecności trzech kolegów, po czterech latach wspólnych studiów, pozwoliłem sobie na sarkastyczną uwagę. Tak więc zostałem „rozpracowany" (hasło 44) przez „Informację Wojskową" ( hasło 19).
Miałbym ochotę rozbić „ogonek" na dwa, dodając osobno „kolejkę". W ogonku trzeba było stać osobiście, bądź na przedłużające się godziny wynająć płatnego zastępcę – emeryta stacza. Jako uczeń szkół mieszkający z rodzicami przez kilka lat spędzałem codziennie (oprócz świąt) koło trzech godzin, zaraz po obiedzie, w ogonku po masło, które sprzedawano od 16, by umożliwić zakup ludziom pracy. W kolejkach – moim zdaniem – obowiązywały listy. Zapisany w kolejce na liście przydziału mieszkań w spółdzielni lokatorskiej czekałem lat 16 (co i tak było poniżej średniej).