Na papierze wyglądało to świetnie, bo przecież mieliśmy nową powieść noblistki Olgi Tokarczuk (200 tys. sprzedanych egzemplarzy i masa recenzji „Empuzjonu”), a obok niej szereg premier od popularnych i utalentowanych autorów: Szczepana Twardocha, Doroty Masłowskiej, Joanny Bator, Łukasza Orbitowskiego, Radka Raka, Agaty Tuszyńskiej czy Ziemowita Szczerka. Jednocześnie odnieść można wrażenie, że to jednak inne wydarzenia i książki zawładnęły wyobraźnią czytelników w roku 2022.
Wielkie emocje
Oczywiście to wojna sprawiła, że przeżyliśmy bardziej ukraiński rok czytelniczy niż polski. I trudno wskazać tytuły rodzimych autorów, które wywoływały równie silne wrażenia jak przekłady książek Oksany Zabużko, Serhija Żadana, Wołodymyra Rafiejenki, Tamary Dudy czy Stanisława Asiejewa. Nawet awantura o wypowiedź Olgi Tokarczuk z lipca na Festiwalu Góry Literatury o elitarności czytania nie wzbudza po czasie już takich emocji. Co innego imponujący zryw wydawniczy i translatorski oraz aktywność znawców literatury języka ukraińskiego. Współczesnej i historycznej, czego dowodzi poruszenie, jakie wywołał pierwszy polski przekład „Żółtego księcia” Wasyla Barki o Wielkim Głodzie na Ukrainie po 59 latach od premiery oryginału.
Ale jest też inny powód, dla którego podsumowania literatury stają się z roku na rok coraz bardziej niezręczne – to rozproszenie. Nie ma jednego środowiska. Może nigdy nie było, ale teraz nikt się nawet nie łudzi. Jedni nazwą to chaosem i brakiem hierarchii, inni demokratyzacją i wolnością. Praktycznie nie istnieją wspólne przestrzenie – media, akademie, wydawnictwa, nagrody – w których wykuwałyby się hierarchie obowiązujące szerzej. Niemal każdy autor, wydawca, krytyk, dziennikarz, influencer uprawia swoje poletko, zbiera suby, followersów, prenumeratorów. Bezinteresowność jest oczywiście wciąż możliwa, ale rzadko kiedy robi zasięgi. Dlatego zamiast podsumowania łatwiej tworzyć autorskie listy – nie ma ryzyka uzurpacji, jest tylko własny, osobisty gust.
„Empuzjon”, Olga Tokarczuk. Wydawnictwo Literackie, 2022
A były wspaniałe książki w 2022 roku. „Szczelinami” Wita Szostaka, „Ten się śmieje, kto ma zęby” Zyty Rudzkiej, „Tefil” Rafała Wojasińskiego, „Bella, ciao” Piotra Siemiona czy „Skrawki dla Iriny” Waldemara Bawołka. Były też wdzięczne kryminały, pisane z pasji, a nie że trzeba, bo wydawca goni – choćby „Syn bagien” Pawła Rzewuskiego o przedwojennym śledztwie na dzikim Polesiu. Były niesamowite reportaże, jak „Trzymałem węża w garści” Andrzeja Bieńkowskiego o odchodzącym świecie wędrujących muzykantów czy „Ogień wyszedł z lasu” Dawida Iwańca o największym pożarze lasu w historii III RP. Tę drugą książkę, imponującą, warto czytać jako wskazówkę, z czym przyjdzie nam się mierzyć częściej, kiedy anomalie pogodowe będą już codziennością.