„Przedświty" to ósma książka w dorobku Pawła Orła, o którym Henryk Bereza napisał, że „taką świadomość natury języka literatury niełatwo znaleźć u dzisiejszych pisarzy rzędu najwybitniejszych". Z kolei Bohdan Zadura uznał, że bez „Oniriady" Berezy nie byłoby „Przedświtów".
Pewne jest to, że są autorzy, którzy wywołują w sobie stany zwane kiedyś natchnieniem, używając, a nawet nadużywając, różnych substancji psychoaktywnych. Tymczasem Paweł Orzeł, by mógł powstać ten sennik, wywoływał u siebie poranne wybudzenia albo wręcz bezsenność, aby zapisać to, co śni i co przydarza mu się we śnie. Ale nie da się też wykluczyć, że sny spragnione upamiętnienia tak wpływały na autora, by się nimi zajął, popielęgnował i uwiecznił. Mając przy łóżku notatnik, spał czujnie i stosował technikę, którą można by nazwać „stenotypią snu".
Nie dać się ukryć, że wchodzenie w interakcję ze snem staje się doświadczaniem wolności: „(Życie oniryczne w jakiś sposób uśmierca cielesne). W końcu mogę dłużej być w łóżku, nie spieszyć się (...). Zamykam oczy. Małe wytchnienie. Przestaję istnieć – śnię – przestaję istnieć i pamiętać. Z niechęcią wracam do otoczenia".
Sny są literackie, artystyczne, bo goszczą w nich Henryk Bereza – mentor autora, malarz Andrzej Fogtt, Ingmar Bergman (we śnie można usłyszeć jego głos).
Dochodzi do biograficznych odkryć! „Ktoś ci tłumaczy coś, w co nawet tobie trudno uwierzyć. Proust jest dziadkiem Joyce'a. Joyce jest wnukiem Prousta".