Teza jest taka: obchodzący właśnie 70- lecie urodzin Tomasz Burek jest jednym z najbardziej osobnych polskich krytyków literackich. I jednym z najważniejszych. Dla mnie: najważniejszym. Takim, na którego książki czeka się z niecierpliwością i którego opinii wysłuchuje się z największą uwagą i skupieniem. Czytam jego eseje, recenzje i felietony, szukając w nich wiedzy o literaturze najnowszej, delektuję się kunsztownym językiem krytycznym, przede wszystkim jednak szukam w tym pisarstwie samego krytyka i jego niezwykłej osobowości, która od lat zapisuje pamiętnik krytyczny, będący sprawozdaniem z jednej z najbardziej fascynujących przygód duchowych w naszej literaturze.
Jej początkiem była publikacja w dziewiątym numerze „Współczesności” omówienia „Don Juana” Moliera w reżyserii Bogdana Korzeniowskiego. „Nie ma Moliera”, irytował się Burek, zarzucając Korzeniowskiemu, że czyniąc z Don Juana banalną farsę, zapomniał, że Molier był „bojownikiem o wolność człowieka” i że rozprawiał się z bohaterem swego dramatu jako „symbolem uprzywilejowanego władcy”. Krytyka drażniły „cyrkowe sztuczki” Korzeniowskiego, bo zderzały się brutalnie z powagą tego, co widz mógł zobaczyć, wychodząc z teatru na ulicę, a mianowicie, że „istnieją prawdziwi Don Juani i prawdziwi Sganarele”.
W tej recenzji mamy już niemal całego Burka, czytelnika arcydzieł, niechętnego pomniejszycielom olbrzymów i pomniejszonej literaturze, ułatwionej, bezmyślnej, z wydartym żądłem społecznego krytycyzmu. Mamy tu też krytyka szukającego więzi łączących literaturę ze współczesną ulicą, zbuntowanego wobec beztroskiego estetyzmu i nihilizmu...
W 1957 r. Burek był 19-letnim studentem dziennikarstwa Uniwersytetu Warszawskiego. Wciąż żył nadziejami Października ‘56, który był dla niego kluczowym doświadczeniem biograficznym. Pisząc po latach o zapomnianej literaturze polskiego Października, podkreślał, że wydarzenie to było początkiem długiego procesu destalinizacji, odkażania umysłów i restytuowania autentycznych wartości. Ale dla młodego Burka Październik był też Rewolucją, która obiecywała ziszczenie marzeń pokoleń polskiej inteligencji radykalnej o modernizacji polskiej kultury, wyzwoleniu jej z drobnomieszczańskich „złudzeń” i otwarciu na to, co nowoczesne. Radykalizm młodego Burka (symbolizowany trójcą „Rolland, Dada, Lenin”) tłumaczył nie tylko wiek, przeżycie Października i stalinizmu, ale też – do pewnego przynajmniej stopnia – jego pochodzenie. Ojciec krytyka, Wincenty Burek, w latach 30. działał w opozycyjnym wobec sanacji ruchu ludowym, publikował w radykalnej prasie chłopskiej („Wici”) i narodowej („Prosto z mostu”), był autorem głośnego, skonfiskowanego decyzją cenzury, zbioru opowiadań „Droga przez wieś”. W 1946 r. był więziony przez UB za działalność w PSL, potem w 1948 r. zniszczono gotowy nakład jego opowiadań „Odmienione drogi”. Wincentego Burka interesowało jednak głównie dobro jego małej chłopskiej ojczyzny, podsandomierskiego Ocinka, syna interesowała przebudowa polskiej świadomości kulturalnej.
Najpewniej to w bibliotece ojca Tomasz Burek natknął się na „Legendę Młodej Polski” Stanisława Brzozowskiego, kultową książkę wszystkich polskich radykałów, której tak dalece obawiali się rządzący PRL, że zezwolili na jej wydanie dopiero w latach 80. XX wieku. Komentując w 1958 r. w swym dzienniku lekturę „Legendy...”, Burek notował: