Presja miłości i pieniędzy

Jacek Dehnel napisał mistrzowską książkę. Nawiązując do „Komedii ludzkiej” Balzaca, stworzył galerię typów charakterystycznych dla społeczeństwa polskiego po przełomie.

Publikacja: 03.10.2008 09:54

Jacek Dehnel

Jacek Dehnel

Foto: Rzeczpospolita

Stawiam na Jacka Dehnela. Miał już u mnie fory za „Lalę”, powieść pod włos trendom. Dodałam mu też punkty za wcześniej napisany, a później wydany „Rynek w Smyrnie” – za dar malowania słowem.

Teraz, w jesiennej gonitwie o Puchar Najlepszego Diagnosty Nowej Polski, wyprzedził literacką konkurencję. Dokonał tego brawurowo, w trudnym klasycznym stylu.

[srodtytul]Mechanizmy napędowe ludzkich karier[/srodtytul]

Żadnych eksperymentów formalnych, tradycyjna konstrukcja. Za to piękno fraz, erudycja, cienkość aluzji, mistrzowskie operowanie słowem, wyczucie klimatów, balansowanie między groteską a tragedią, wnikliwość obserwacji – chapeau bas. Dawno nie czytałam dzieła skrojonego na miarę potrzeb inteligenta, bez przymilania się do tzw. szerokiej publiki. „Balzakiana” takie są. Nie zdziwię się, jeśli do kolekcji nagród (Kościelskich, Paszportu „Polityki” i innych, mniej szumnych) autor dołoży trofea za najnowszą prozę.

Na podobieństwo Honoriusza B. gdańsko-warszawski pisarz wziął pod lupę mechanizmy napędowe ludzkich karier w warunkach kapitalistycznej gospodarki. Francuski autor złożył „Komedię ludzką” z 91 utworów, w których obsadził ponad 2000 aktorów, wielokrotnie pojawiających się na scenie w bliższych lub dalszych planach. Dehnel splótł w jeden tom cztery nowele (na razie?), każdą na końcu sumiennie datując. Dzięki temu wiemy, że przystąpił do pracy w styczniu 2007 r., a zakończył ją 30 kwietnia roku bieżącego. 400 stron z okładem. Niezłe tempo.

Ale nie za grubość tomów go lubimy („Lala” była równie opasła), lecz za dociekanie przyczyn ludzkich zachowań. Dehnel nie fałszuje. Jego postaci są pełnokrwiste. Zda się – znajome. Co z tego, że prototypy i motywy odziedziczone po twórcy „Ojca Goriot”? Tym ciekawiej. Dzięki temu zestawieniu tym dobitniej widać, że choć dekoracje zostały wymienione, ludzka natura pozostaje niezmienna. I że więcej w niej brudu, zła, podłości niż światła. A snobizm i pogoń za sukcesem sprawiają, że człowiek przeobraża się we własną karykaturę.

[srodtytul]Jak hartowała się polska klasa średnia[/srodtytul]

Opowiadanie otwierające tom „Mięso wędliny ubiory tkaniny” wydało mi się najsłabsze. Zdania uginające się tu i ówdzie pod ciężarem dygresji i wtrętów, przegadane. Jednocześnie fabuła jest mi szczególnie bliska: bohater noweli rekrutuje się ze środowiska plastycznego. Aluzji i odniesień do konkretów co niemiara. Młody topowy artysta obraca się w kręgach modnych galerii, kolekcjonerów, kuratorów. Dehnel pokazuje ten światek bez pobłażania. Dostrzega szpan, lans, pustkę. Między niebieskie ptaki trafia niejaka Asia Ściepkówna, młodsza córka biznesmena, dawniej zwanego prywatną inicjatywą. Naiwna osiemnastka bez doświadczenia. Miłość do męża artysty sprawia, że szlachetnieje i dojrzewa – lecz nie w kierunku pożądanym przez ukochanego. Nie staje się, niestety, lwicą klubowo-wernisażową. Rośnie duchowo – a to w tym świecie nikomu nie jest potrzebne. Gdy Asia dojdzie do tej konstatacji, zrezygnuje z walki o odzyskanie uczucia męża. Zrezygnuje też z życia…

Druga nowela „Tońcia Zarębska” to studium pazerności. Majstersztyk. Dawno nie czytałam równie doskonałego studium psychologicznego w naszej literaturze. Minisaga rodziny Zarębskich, przedwojennych ziemian, po wojnie zubożałych finansowo i moralnie. Jest pięć sióstr, jeden brat. Najpierw usiłują poradzić sobie w PRL-owskich warunkach, następnie skorzystać na ustrojowej rewolucji. Dehnel śledzi etapy przechodzenia z raju do piekła. Odnotowuje małe, potem coraz większe krzywdy i świństwa. A wszystko pod pozorami dobrorodzinnych układów. Potworność osiąga apogeum, gdy tytułowa bohaterka – Antonina, Tosia, Tońcia – już jako 80-letnia staruszka po wylewie staje się niesamodzielna. Zbędny balast, ale może ma pieniądze? „Czego ona od nas chce?” – pyta jedna z sióstr zmęczona ciągłym biadoleniem Tońci. Odpowiada jej siostrzenica, jedyna w rodzinie nieskażona żądzą pieniądza: „Obawiam się ciociu, że miłości”. Kwestia, której nie można zapomnieć. Żałosna miłość kupowana za zaskórniaki.

[srodtytul]Edukacja Anżeli[/srodtytul]

Dwie kolejne minipowieści – „Miłość korepetytora” oraz „Blaski i nędze życia artystki estrady na zasłużonej emeryturze” – dotyczą nadmiernych aspiracji i fałszywych obietnic. Prywatne mity mogą być toksyczne – przestrzega Dehnel. Za dopieszczenie ego często płaci się poniżeniem, czego doświadcza Halina Rotter. Dawna piosenkarka godzi się odgrzać sceniczne kotlety przed moskiewską publicznością, podobno uwielbiającą „legendy retro”. Na szczęście koszty złudzenia są stosunkowo niewielkie – gotówka i gorycz.

Znacznie gorzej kończy się miraż pewnego młodzieńca, który „ma maturę w liceum plastycznym i urok osobisty”. A także szlacheckie pochodzenie, nieco skażone za sprawą taty, PRL-owskiego produktu, „niehonorowego dawcy spermy”. Jednak ćwiczenia czynią mistrza. Adrian Helsztyński herbu Jastrzębiec, choć nieśmierdzący rodowym groszem, upodobnił się do przodków na tyle, że zatrudniono go jako specjalistę od bon tonu i kultury osobistej. Jego podopieczną została panna Anżelika Włos, córka prezesa Poldrobeksu, przedstawiciela polskiego biznesu ze społecznego awansu. Transakcja wydawała się uczciwa. Ona miała zdobyć ogładę, on – zarobić. Wyszło trochę inaczej. Ona zdobyła męża z hrabiowskim tytułem, on stracił życie.

Wniosek: folgowanie miłości własnej prowadzi do zguby.

Na marginesie „Balzakianów” Dehnel zastanawia się, czym we współczesnym świecie jest mezalians, czym arystokratyzm. Czy panna wyedukowana w kwestii manier i smaku zdobyła przepustkę do high society? Wedle „Vivy”, „Gali” i „Twojego Stylu” – z pewnością. Przecież zawsze wielki pieniądz wiązał się ze zubożałą błękitną krwią z obopólną korzyścią. Tak było za czasów Balzaka, tak jest teraz i na wieki wieków.

[i]Jacek Dehnel „Balzakiana”. Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008[/i]

Stawiam na Jacka Dehnela. Miał już u mnie fory za „Lalę”, powieść pod włos trendom. Dodałam mu też punkty za wcześniej napisany, a później wydany „Rynek w Smyrnie” – za dar malowania słowem.

Teraz, w jesiennej gonitwie o Puchar Najlepszego Diagnosty Nowej Polski, wyprzedził literacką konkurencję. Dokonał tego brawurowo, w trudnym klasycznym stylu.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski