„Onitsza” - fragment

W 1948 roku Maou wraz z nastoletnim synem Fintanem przybywa z Francji do tytułowej Onitszy, małego portu rzecznego w Afryce, gdzie pracuje jej mąż, Anglik Geoffroy Allen - fragment książki „Onitsza” noblisty Jean-Marie Gustave Le Clézio.

Publikacja: 10.10.2008 00:48

„Onitsza” Jean-Marie Gustave Le Clézio, PIW

„Onitsza” Jean-Marie Gustave Le Clézio, PIW

Foto: Rzeczpospolita

Podróż na Czarny Ląd i konfrontacja marzeń z rzeczywistością jest dla każdego z bohaterów okazją do poznania samego siebie.

[srodtytul]Aro Czuku[/srodtytul]

Był to początek deszczów. Wielka rzeka pod chmurami miała kolor ołowiu, porywisty wiatr giął wierzchołki drzew. Maou nie wychodziła już z domu popołudniami. Zostawała na werandzie, słuchając, jak wzbierają burze, daleko, gdzieś u źródeł Omerunu. Czerwona ziemia przed deszczem pękała od upału.

Powietrze tańczyło ponad blaszanymi dachami. Z miejsca, gdzie siadywała, widziała rzekę, wyspy. Nie miała już chęci pisać ani nawet czytać. Czuła tylko potrzebę patrzenia, słuchania, jak gdyby czas utracił już wszelkie znaczenie. Nagle pojmowała, czego nauczyła się przybywając tu, do Onitszy, i czego nigdy nie mogłaby nauczyć się gdzie indziej. Powolność, właśnie to, ruch bardzo powolny i regularny, jak wody rzeki płynącej ku morzu, jak chmury, skwar popołudni, kiedy słońce napełnia dom, a wszystkie blaszane dachy są już jak ściany pieca. Życie zatrzymywało się, czas gęstniał. Wszystko stawało się niewyraźne, była już tylko tocząca się w dół woda, płynny pień drzewa ze swą mnogością odgałęzień, źródłami, strumieniami ukrytymi w lesie.

Pamiętała, jak niecierpliwa była na początku. Sądziła naprawdę, że nic nigdy nie było jej tak nienawistne jak to kolonialne miasteczko przytłoczone żarem słońca, uśpione nad błotnistą rzeką. Na „Surabai” wyobrażała sobie sawanny, stada gazeli skaczące w płowej trawie, lasy rozbrzmiewające krzykiem małp i ptactwa. Wyobrażała sobie dzikich ludzi, nagich i pomalowanych w barwy wojenne.

Poszukiwaczy przygód, misjonarzy, lekarzy zniszczonych przez tropiki, bohaterskie nauczycielki. W Onitszy znalazła grono napuszonych i nudnych urzędników w śmiesznych strojach, z hełmami na głowach, którzy spędzali czas na grze w brydża, piciu i wzajemnym szpiegowaniu, oraz ich małżonki tkwiące sztywno za murem swych szacownych zasad, liczące każdy grosz i twardo zwracające się do służby w oczekiwaniu na powrotny bilet do Anglii. Myślała, że znienawidzi na zawsze te zakurzone ulice, te dzielnice biedoty z chatami pełnymi dzieci, ten lud o nieprzeniknionym spojrzeniu i ten karykaturalny język, ten pidgin, który tak śmieszył Geralda Simpsona i panów z Klubu, gdy skazańcy kopali dół na zboczu wzgórza, jak zbiorową mogiłę. Nikt nie znajdował łaski w jej oczach, nawet doktor Charon ani rezydent Rally i jego żona, tacy mili i tacy bezbarwni ze swymi pieskami, które psuli jak dzieci.

Żyła zatem oczekując pory, kiedy powracał Geoffroy; chodziła nerwowo po domu tam i z powrotem, zajmowała się ogrodem lub przepytywała Fintana z lekcji. Kiedy Geoffroy wracał z biur United Africa, zasypywała go gorączkowymi pytaniami, na które nie umiał dać odpowiedzi. Kładła się spać późno, długo po nim, pod białym namiotem moskitiery. Patrzyła, jak śpi. Myślała o nocach w San Remo, kiedy mieli życie przed sobą. Wspominała smak miłości, dreszczu o świtaniu. Wszystko było teraz takie odległe. Wszystko zatarła wojna. Geoffroy stał się innym człowiekiem, obcym, tym, o którym mówił Fintan, kiedy pytał: „Dlaczego wyszłaś za tego człowieka?”. Oddalił się. Nie mówił już o swoich poszukiwaniach, badaniach, o nowym Meroe. Zachowywał to w sobie, to była jego tajemnica. Maou próbowała mówić z nim o tym, zrozumieć:

- To ona, prawda?

- Ona? – Geofroy patrzył na nią.

- Tak, ona, czarna królowa, kiedyś mówiłeś o niej. To ona weszła w twoje życie, dla mnie nie ma już miejsca.

- Mówisz głupstwa.

- Ależ tak, zapewniam cię, powinnam może odejść razem z Fintanem, zostawić cię twoim myślom, zawadzam ci, wszystkim tutaj zawadzam.

Spojrzał na nią zagubionym wzrokiem, nie wiedział już, co powiedzieć. Może naprawdę była szalona.

Maou została i powoli weszła w ten sam sen, stała się kimś innym. Wszystko, co przeżyła przed Onitszą, Nicea, Saint-Martin, wojna, oczekiwanie w Marsylii, wszystko to stało się obce i odległe, jak gdyby przeżył to ktoś inny. Teraz należała do rzeki, do tego miasta. Znała każdą ulicę, każdy dom, umiała rozpoznawać drzewa i ptaki, potrafiła czytać z nieba, odgadywać wiatr, chwytać uchem każdy głos nocy. Znała także ludzi, znała ich imiona, ich przezwiska w pidgin.

Była też Marima, żona Elijaha. Kiedy przybyła, wydawała się jeszcze dzieckiem, krucha i płochliwa w swej nowiutkiej sukni. Trzymała się w cieniu chaty Elijaha, nie śmiała się pokazać. „Boi się”, tłumaczył Elijah. Powoli oswoiła się. Maou sadzała ją obok siebie, na pniu drzewa, który służył za ławkę przed chatą Elijaha. Nie mówiła nic. Nie mówiła w pidgin. Maou pokazywała jej czasopisma, gazety. Lubiła bardzo oglądać zdjęcia, obrazki sukien, reklamy. Przekrzywiała trochę magazyn, żeby lepiej widzieć. Śmiała się.

Maou uczyła się słów w jej języku. Ulo, dom, Mmiri, woda. Umu, dzieci. Aja, pies. Odeluede, to słodkie. Je nuo, pić. Ofee, lubię to. So! Mów! Tekateka, czas płynie... Zapisywała słowa w swoim zeszycie z wierszami, potem czytała je na głos, a Marima wybuchała śmiechem.

[i]Fragment książki z 1991 publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa PIW. „Onitsza” w tłumaczeniu Anny Paderewskiej ukazała w 1995 roku [/i]

Podróż na Czarny Ląd i konfrontacja marzeń z rzeczywistością jest dla każdego z bohaterów okazją do poznania samego siebie.

[srodtytul]Aro Czuku[/srodtytul]

Pozostało 97% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski