Książki Ghosha witają klientów większości indyjskich księgarni. Wyeksponowane tuż przy drzwiach są ozdobą i dumą sklepów. Ghosh – urodzony w Kalkucie, od lat mieszkający w Nowym Jorku – należy do pisarskiej ekstraklasy, jest wśród najczęściej czytanych i nagradzanych autorów w Indiach.
Wydany właśnie w Polsce "Żarłoczny przypływ" to literackie mistrzostwo. Stosując kilka równorzędnych narracji, autor pokazuje współistniejące w Indiach czasy i cywilizacje, przeplatające się – także dosłownie – języki. Opowiada o światach realnych, ale znanych z legend.
Tam, gdzie umieścił akcję powieści, czyli w zapomnianej delcie Gangesu, ekonomiczny boom wydaje się odległą baśnią. Codziennością zaś jest to, czego nie potrafią wyobrazić sobie mieszkańcy oddalonej o półtorej godziny drogi Kalkuty. Bo w delcie panami życia są tygrysy, krokodyle i cyklony, a ludzi nie chroni nowoczesna technologia, tylko powtarzana od wieków opowieść o łaskawej bogini Bon Bibi, która uratowała małego chłopca przed ukrytym w ciele tygrysa demonem.
Historia Ghosha jest współczesna i na pozór prosta. W delcie, którą tworzą porośnięte gęstym lasem wyspy, zjawiają się tego samego dnia: młoda badaczka delfinów rzecznych i zamożny tłumacz z New Delhi. On przyjechał do ciotki, ona – do pracy. Początkowo są na tym nieznanym terytorium jedynie gośćmi. Ale spotkanie z lokalnym rybakiem, jego wykształconą żoną, nieprzyjaznym klimatem i bezwzględnymi regułami życia wśród lasów i błota głęboko ich zmieni.
Ghosh nie sadza wyposażonej w komputer i GPS dziewczyny w drewnianej łodzi dla ukazania efektownego pejzażu. Sprawdza, ile te oddzielone światy mogą sobie oferować. Przyjezdni okażą się ubodzy i nieporadni, ich wiedza i buta wylecą za burtę jak zbędny balast. Ich życie znajdzie się w rękach rybaków, którzy nie potrafią pisać, ale bezbłędnie czytają w nurcie rzeki. Ci sami wieśniacy zakatują tygrysa, nieświadomi, że znienawidzona przez nich bestia dla innych jest pięknym i bezcennym stworzeniem.