„Bébé, kochanie, gdzie jesteś o tej godzinie kawy i brydża (jest wpół do dziesiątej), komu posyłasz swój uśmiech, czyje oczy uwodzisz Twoim urokiem?” – skamlał z Paryża Balthus, niepewny uczuć młodszej o cztery lata Antoinette de Wateville. Nazywał ją zdrobnieniem „Bobasek”. Lub wieloma innymi imionami.

Nigdy jej własnym, jakby za poważnym dla złotowłosej trzpiotki. Poznał ją, gdy miała 12 lat. Córka szacownej rodziny, mieszkanka solidnego szwajcarskiego Berna. Nie nadawała się na narzeczoną. Najpierw więc stała się „siostrzyczką”. Oraz ideałem rozkwitającego dziewczątka, powracającym na wielu obrazach.

Najważniejszy, niejako deklaracyjny, to „Toaleta Cathy”. Balthus przedstawił na nim także siebie – w pozie cierpiącego Heathcliffa z „Wichrowych wzgórz”. Romans ciągnął się latami. Panna wodziła młodzieńca na pokuszenie i dopiero po licznych przygodach oraz rodzinnym krachu na serio odwzajemniła jego miłość. „Niedobry, jak możesz myśleć, że pewnego dnia odejdę? Wiesz dobrze, że całe moje życie należy do Ciebie” – pisała z Londynu do uziemionego przez pracę kochanka. Bieżący rok upłynął pod znakiem Balthasara Klossowskiego: urodził się 100 lat temu. Jednak jedyna jubileuszowa wystawa odbyła się w Martigny, niewielkiej szwajcarskiej miejscowości. W Polsce – kompletna cisza. Na wysokości zadania stanęło jedynie wydawnictwo Noir sur Blanc, od kilku lat specjalizujące się w Balthusie. Zawiedzie się ten, kto oczekuje w listach pikantnych zwierzeń artysty, znanego ze sztuki wieloznacznej, perwersyjnej. Żadnych w nich wyznań dotyczących nimfetek; ani śladu psychicznego pokręcenia. No, może trochę nadto samouwielbienia. Poza tym jest trzeźwy jak gwizdek. Jedyny odchył to żelazna, wręcz nudna konsekwencja, z jaką adoruje „Bobaska”.

Gros tekstów to banalne świergoty „króla kotów” (jak się mianował) i jego muzy. Ale z morza słów wyłania się prawda o tych dwojgu. Wcale nie tak pochlebna, jakby życzyli sobie synowie, Stanislas (ur. w 1942 r.) i Thadé (1944 r.).Bébé i Balthus są typowymi dziećmi epoki. Ich flirt zaczyna się w latach powojennej stabilizacji. W modzie Freud, psychoanaliza, poszukiwania niebezpiecznych związków i uciech z dreszczykiem. Podróże, narty, automobile, alkohol. Zwłaszcza panna jest żurnalowa. Z jednej strony egzaltowana w rozczulająco staroświecki sposób, z drugiej – rozkapryszona nowoczesna kokietka, testująca siłę swych wdzięków.Trzyma w odwodzie wielbiącego ją, lecz zbyt ubogiego Balthusa; doprowadza do rozpaczy zwierzeniami o małżeńskich planach z belgijskim dyplomatą (który notabene dla niej się rozwiódł i też oszalał na jej punkcie). Tragedia sięga zenitu latem 1934 roku. Nadchodzi ponure popołudnie, kiedy zdołowany artysta łyka potężną dawkę laudanum, uprzednio zrobiwszy porządki w pracowni…Jak wiadomo, przeżył. A nawet wygrał.
I z dyplomatą, i z Antoinette, która trzy lata potem zostanie jego ślubną. W tym momencie urywa się korespondencja. Bohaterowie podejmują ją po latach, choć z prozaicznego powodu: potrzebny im rozwód. Ale to historia na inny tom.

Balthus, Korespondencja miłosna z Antoinette de Watteville, przeł. Jan Maria Kłoczowski, Noir sur Blanc, Warszawa 2008