Z żarem o żartach międzywojnia

Tomasz Mościcki zmierzył się z legendą i prawdą słynnego teatrzyku przedwojennej Warszawy — kuźni wielkich gwiazd i programów kształtujących umysłową elitę kraju

Publikacja: 28.01.2009 10:38

Teatrzyk Qui pro quo

Teatrzyk Qui pro quo

Foto: Rzeczpospolita

Książkę „Kochana stara buda” — wydaną w 80. rocznicę powstania Qui Pro Quo — czyta się jednym tchem. Łączy w sobie skrzącą się od anegdot, potoczystą gawędę dla każdego, z myślowym rygorem rozprawy naukowej dla wybranych.

Dość wspomnieć, że w pierwotnym kształcie była to praca magisterska, przygotowana przed laty na wydziale Wiedzy o Teatrze ówczesnej warszawskiej PWST, pod kierunkiem promotora, prof. Zbigniewa Raszewskiego, którego pamięci Mościcki zadedykował tom. Zdaniem innego wykładowcy tej uczelni, Jerzego Koeniga, monografia ta ma — jak to ujął w tekście „Zamiast posłowia” — „dwie zalety: odpowiada na niełatwe pytanie — co to naprawdę było owo Qui Pro Quo, legenda polskiej kultury dwudziestolecia międzywojennego; jest książką do czytania”.

Haracz państwa i cenzura

Autor trzyma się chronologii wydarzeń, choć zarazem udało mu się wyodrębnić i podkreślić wyjątkowy charakter pracy współtwórców programów. Osobne rozdziały poświęcił założycielom, dyrektorom, autorom tekstów (Julian Tuwim, Marian Hemar, Konrad Tom), muzyki, tańców (Tacjanna Wysocka, Feliks Parnell), dekoracji (Józef Galewski), jak i aktorom (Hanka Ordonówna, Zula Pogorzelska, Mira Zimińska, Eugeniusz Bodo, Adolf Dymsza, Fryderyk Jarosy i niezastąpieni odtwórcy szmoncesów: Kazimierz Krukowski i Ludwik Lawiński).

Ugruntowana wiedza autora została podbudowana jego umiłowaniem tematu i pasją. Mało znam monografii tak drobiazgowo udokumentowanych, a zarazem frapujących. Mościcki dotarł do planów lokalizacji teatrzyku w podziemiach wrotkarni w ekskluzywnej niegdyś galerii Luxenburga przy ulicy Senatorskiej 29. Historię QPQ — kabaretu, może i rewii, na pewno artystycznego salonu — czyta się niby sensacyjną powieść, tyle czyhało nań zagrożeń i prób likwidacji, ze zdzieranym przez państwo morderczym haraczem 50 proc. od wpływów z biletów czy nadgorliwymi ingerencjami cenzury na czele.

Udawało się je zażegnać dzięki interwencji dyrekcji. Jerzy Boczkowski zajmował się stroną artystyczną placówki, a Seweryn Majde — finansową, w czym musiał być nie lada mistrzem, jeśli przez 12 lat udawało mu się spełniać niebotyczne roszczenia gwiazd. Dzięki próbie podkupienia Zuli Pogorzelskiej przez konkurencyjne „Morskie Oko”, artystka wywindowała swoją gażę w QPQ z sześciu do dwunastu tysięcy złotych (dobra urzędnicza pensja była 60 razy mniejsza).

Tygiel nowoczesnej kultury narodu

Jak każda poważna praca tak i ta zawiera aneksy: zestawienie premier w latach 1919—1931, artyści QPQ (jednych i drugich było dokładnie 136), dyskografię, indeks, bibliografię. Strona graficzna, stylizowana na lata 20., oddaje klimat epoki czarno-białymi zdjęciami, na których utrwalono m.in. sceny z „nagistkami” (tancerkami topless), włącznie ze „szczodrze rozdającą swe ponętne wdzięki” Hanką Ordonówną, jak odnotował jeden z recenzentów w 1924 r.

Monografista potrafi oddać charakter i klimat sytuacji scenicznych na podstawie zdjęć. Tomasz M. jest bowiem nie tylko praktykiem fotografii, ale też — jak w przypadku teatru i muzyki — znawcą jej historii.

Żeby nie rozpłynąć się w pochwałach, dodam, że autor nie ustrzegł się pomyłek, które w następnym wydaniu warto sprostować. Uparcie uważa Fryderyka Jarosyego za Węgra, a za żartem Krukowskiego dorzuca mu zawód dyplomaty. Konferansjer Qui Pro Quo był tymczasem Austro-Węgrem (matka wiedenka, ojciec pół Węgier, pół Chorwat). Węgierskie pochodzenie wymyślił artyście Antoni Słonimski, żeby pamięci widzów nie przywracać rządów zaborców. A i zmarł Jarosy dwa miesiące później.

Konrad Tom nie był zaś w Stanach konsultantem wytwórni filmowych, lecz prostym magazynierem. A i zmarł rok wcześniej. Wiem o tym z książek Anny Mieszkowskiej („Jestem Járosy! Zawsze ten sam…” i „Była sobie piosenka”), która się nie myli, bo odwiedziła i sfotografowała groby obu artystów.

Mościcki dba o osadzenie QPQ w kontekście ówczesnych wydarzeń. A bywało różnie: „Jakaś pani podeszła do nas i bezczelnie patrząc na Tuwima wykrzyknęła: Żyd! — Tak, Żyd — spokojnie odpowiedział Tuwim. — Ale córka pani będzie się uczyć w szkole moich wierszy. Mówiąc to był naprawdę wielki” — wspominała Tacjanna Wysocka.

„Komercyjna scena o charakterze rozrywkowym w istocie stała się tyglem nowoczesnej kultury narodowej — że przytoczę kolejny fragment tekstu Koeniga. — Kształtowała świadomość współczesną, była drugim, obok Schillerowskiego teatru narodowego, skrzydłem widowiskowej kultury tamtej epoki”. Nic dodać, nic ująć.

Tomasz Mościcki „Kochana stara buda. Teatr Qui Pro Quo”, LTW, Łomianki 2008

Książkę „Kochana stara buda” — wydaną w 80. rocznicę powstania Qui Pro Quo — czyta się jednym tchem. Łączy w sobie skrzącą się od anegdot, potoczystą gawędę dla każdego, z myślowym rygorem rozprawy naukowej dla wybranych.

Dość wspomnieć, że w pierwotnym kształcie była to praca magisterska, przygotowana przed laty na wydziale Wiedzy o Teatrze ówczesnej warszawskiej PWST, pod kierunkiem promotora, prof. Zbigniewa Raszewskiego, którego pamięci Mościcki zadedykował tom. Zdaniem innego wykładowcy tej uczelni, Jerzego Koeniga, monografia ta ma — jak to ujął w tekście „Zamiast posłowia” — „dwie zalety: odpowiada na niełatwe pytanie — co to naprawdę było owo Qui Pro Quo, legenda polskiej kultury dwudziestolecia międzywojennego; jest książką do czytania”.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski