Są tu karteczki, jakie na stole zostawiała jej córka, gdy biegła na studencki strajk. Jest depesza od męża, znanego dziennikarza Jerzego Szperkowicza, nadana z płynącego w stronę Lagos trawlera „Albakora”: „Rozłąka w drodze dokucza prawie jak brak koloru zielonego”.
Znalazło się miejsce dla zapisu rozmowy z wiekową damą o wnuku autorki, Michale, o jego dziewczynie i ewentualnym ślubie. Rozmowa zawarta została w dziewiętnastu wersach. Krall sprawiła, że każde zdanie zaskakuje. Uchwyciła rytm, w jakim o sprawach ważnych opowiadają ludzie starej daty, i tak rozłożyła akcenty, że słowa stały się równie ważne jak milczenie.
Tak powstał tekst o miłości, w którym przywołane zostały obrazy nieistniejącego świata. W pewnym momencie pojawia się cień bliskiego człowieka, odżywają wspomnienia, emocje. „Jak myślisz, czy on się z nią ożeni? Bo jeśli ożeni się, to co ty założysz na ślub? Wiesz co powinnaś włożyć? Ja wiem. Tunikę. Aksamitną czarną. Albo z szyfonu-weluru, byłoby bardziej elegancko. Uszyj sobie czarną tunikę ze strusimi piórami. Pióra na dole muszą być. I musi być rozkloszowana. Lekko rozkloszowana, tylko dołem. Pióra też rozkloszowane, to oczywiste, po co zadajesz głupie pytania. Ciemno-, ciemnoróżowe. Twoja matka nosiła taką. W karnawale. Ach, jak ona wyglądała, jak baletnica. Ty też będziesz wyglądała jak baletnica”.
Książka przedstawia ludzi w kolejności, w jakiej pojawili się w życiu Hanny Krall. Każdy opowiada swoją historię.
Włodzimierz Lubański, napastnik reprezentacji Polski i gwiazda lat 60., mówi o drużynie, która świetnie radzi sobie bez niego. Piłkarz odniósł kontuzję i mecze Orłów Górskiego oglądał przed telewizorem. Jan C., były właściciel ziemski, wspomina, jak po reformie rolnej stracił pałac, ale zdążył zakopać srebra: „Były »mieniem podworskim« i należały do skarbu państwa, z tym, że ja wiedziałem, gdzie się znajduje nie moje mienie, a aktualny właściciel – skarb państwa – nie miał o nim bladego pojęcia”. W końcu poszedł do adwokata i oznajmił, że wyjawi gdzie ukrył srebra, jeśli część będzie dla niego, a reszta - dla Zamku. Z Ministerstwa przyjechała komisja, dziedzic wskazał gdzie kopać, wszystko przewieziono do muzeum. Eksperci oceniali wazy, misy, świeczniki, sztućce.