1 „Mój świat jest tam, gdzie jestem, mogę robić to, co zechcę, nie ma rzeczy niemożliwych, póki żyjemy” – z całą mocą oświadcza Katarzyna Grochola w „Zielonych drzwiach”. To optymistyczne, wszak: „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy”, ale i minimalistyczne, bo wciąż jednak kołata się po głowie to „jeszcze”.
2 Tytuł najnowszej książki Joanny Chmielewskiej – „Byczki w pomidorach” – mógłby sugerować jakieś reminiscencje peerelowskie, kiedy to powieści autorki „Lesia” autentycznie bawiły i śmieszyły, a powiedzenia bohaterów wchodziły do żywego języka. Tak jednak nie jest. „Byczki...” to kolejna klisza z tego, co znamy aż za dobrze.
3 Jak wiadomo, tygrysy lubią świeże mięso, a grubasy – jak twierdzi dr Pierre Dukan w książce „Nie potrafię schudnąć” – powinni w gruncie rzeczy jeść tylko mięso. Ale nie świeże i, broń Boże, nie tłuste, tylko z grilla. A przy tym „pić, ile się da”. Bardzo to interesujące; wielu znanych mi z widzenia „karków” stosuje tę właśnie dietę, bo przy grillu spędzają każdą wolną chwilę, a chlają na okrągło. Ważą od 120 kilo w górę. I jak pan Jourdain nie wiedzą, że mówią prozą.
4 Komisarz Popielski z przedwojennego Lwowa, podobnie jak jego poprzednik z Breslau Eberhard Mock, wysoko cenił ziemskie przyjemności. Mówiąc w skrócie: i ten bohater prozy Marka Krajewskiego lubi sobie pojeść, popić i pop... W „Eryniach” Popielski zjada, na przykład, w kawiarni Szkocka nieopodal pomnika Aleksandra hrabiego Fredry śniadanko, na które składa się kawa, grube pachnące plastry szynki i sztangielki obsypane kminkiem i solą. „Wcisnął róg serwety pomiędzy grdykę a ceratowy kołnierzyk. Nabił na widelec różowy płat szynki. Z obu stron pokrył go białym, gęstym majonezem. Sól, kminek i chrupiąca skórka sztangli były jedynie dodatkami do wędliny ze sklepu Kotowicza, pachnącej, jak ją reklamowano, leśną wędzarnią znad Wereszycy”. „Potem zapalił papierosa i strzelił palcami na pana Hirka.
– Jedna wódka dla pana i jedna dla mnie”.