Nadmiar i przesyt Podola

Polska literatura kresowa wzbogaciła się o kolejną ważną, udaną powieść.

Publikacja: 14.07.2010 07:03

Miejsce, w którym znajdowała się wieś Ostrówki. W 1943 r. oddziały UPA i okoliczna ludność ukraińska

Miejsce, w którym znajdowała się wieś Ostrówki. W 1943 r. oddziały UPA i okoliczna ludność ukraińska zamordowały w Ostrówkach ok. 1000 Polaków. Wieś została podczas napadu spalona

Foto: Archiwum autora, PK Piotr Kowalczyk

Myślę o „Ogniu przy drodze” Tadeusza Zubińskiego (Zysk i S-ka, Poznań 2010), kieleckiego pisarza, który dotąd opowiadał o Inflantach i o bliskich sobie Górach Świętokrzyskich – otoczeniu jego powieściowego Wrzosowa, funkcjonującego w tych książkach niczym faulknerowska kraina Yoknapatawpha. Tym razem jednak postanowił podążyć tropami Buczkowskiego czy Odojewskiego, umieszczając akcję swego najnowszego dzieła w okolicach Krzemieńca, na styku Podola i Wołynia, w czasie II wojny światowej, dokładnie między sierpniem 1939 a marcem 1945 roku.

Na pewno kulminacyjna część powieści poświęcona jest rzezi 1943 roku. W lipcu tamtego roku w powieściowej Rudawce i okolicznych wsiach rozpoczęły się masowe mordy dokonywane przez banderowców. U Zubińskiego nie wzięły się one jednak znikąd. Już introdukcja do ludobójstwa roku 1943, czyli to wszystko, co dzieje się na tej ziemi we wrześniu 1939 r., znamionuje nadejście apokalipsy. A sygnał do tej ostatniej pada 22 czerwca 1941 r. z chwilą rozpoczęcia ataku Niemiec na ZSRR. Do tamtej chwili miejscowy watażka Kuczerepa był ponoć nauczycielem we Lwowie i dopiero licząc na wsparcie hitlerowców, zabrał się do walki o wolną Ukrainę.

Niemcy w tym podolskim galimatiasie nie bardzo się orientowali. Nie tylko oni zresztą. Jeden z bohaterów powieści tak wyłuszcza swoje wątpliwości: „Tutaj nie wiadomo kto swój, a kto obcy. Sowiecka partyzantka, nasi z AK, Ukraińców ze trzy rodzaje, trochę Żydów niedobitków szwenda się głodnych po lasach, Rumuni, Madziarzy, nawet Włosi, rozbitki z Armiry (ekspedycyjnego korpusu na froncie wschodnim – przyp. K. M.), biali Rosjanie, polscy komuniści, no i oczywiście Niemcy, a najwięcej zwyczajnego bandytyzmu i hultajstwa”.

Z rąk ukraińskich nacjonalistów bohaterka powieści Aleksandra, prawosławna Ukrainka, traci męża – Polaka i syna, który choć był Ukraińcem z wyboru, dla swoich okazał się za mało ukraiński. Ona też usłyszy od krajanki: „Ty ani paw, ani wrona, ot co”! A kochanka – Niemca, z którym zwiąże się po śmierci męża, zabiją Aleksandrze Polacy.

I pomyśleć, że tuż przed 1 wrześ-nia 1939 r. w Hallerówce, polskiej wiosce osadniczej sąsiadującej z Rudawką, mieszkańcy na równi emocjonowali się możliwością wojny z Hitlerem i wynikiem piłkarskiego meczu z Węgrami (wygraliśmy 4: 2). Kiedy po 17 września weszli Sowieci, ci sami kibice futbolowi albo wpatrywali się w mapy, sprawdzając, gdzie leży Workuta, albo – co bardziej niecierpliwi – strzelali sobie w głowę.

Miejscowa legenda powiadała, że na samotnym buku, jedynym, który ocalał z pradawnej, rosnącej tam przed laty puszczy, powieszono w XVIII wieku (dokładnie w 1768 roku, naprawdę straconego w Serbach koło Mohylowa Podolskiego) przywódcę koliszczyzny Iwana Gontę. Pod bukiem miał rzekomo być zakopany skarb, ale ludzie nie szukali go w obawie przed ziszczeniem się przekleństwa. I przechowywali pamięć „o strasznym Iwanie Goncie, niegdyś Kozaku w służbie panów Potockich, buntowniku, postrachu i rzeźniku polskiej szlachty, mściwym mieczu bożym ukraińskiego narodu, tym, który na niewyobrażalnych mękach zakończył krnąbrne życie, ale co sobie pohulał, to pohulał, co szlacheckiej krwi utoczył, to utoczył”.

Tadeusz Zubiński, czerpiąc pełnymi garściami od Buczkowskiego, Haupta, Odojewskiego, Kuśniewicza, dodał tej prozie nowych wartości. Budzi szacunek jego bynajmniej nie bałwochwalczy stosunek do Kresów (ot, taki drobiazg – jedna z bohaterek powieści, przyjeżdżająca na początku wojny z Warszawy do Lwowa przekonuje się, że „słynne lwowskie bułeczki są wstrętne, zwyczajnie nie do jedzenia”).

Najważniejsze jest jednak co innego: nie pamiętam, kiedy przeczytałem nową polską powieść napisaną tak pięknym językiem. „Ogień przy drodze” to rzecz iście malarska, zanurzona w pejzażu i klimacie tamtej ziemi. Łukasz Winnicki, który przybył na Podole z centralnej Polski, by znaleźć tam miłość i śmierć, postrzegał tę ziemię jako „krainę nadmiaru i przesytu”. To „sfera barokowego zła, żarliwego słońca, demonicznej urody kobiet, najwspanialej plonującej na świecie pszenicy, skwarów, upałów, siarczystych mrozów, burz, muzyki, samogonu, krwi przelanej, kurhanów i zbielałych czaszek. Kolorów i barw tak nasyconych emocjami, że aż agresywnych, jak zieleń w odcieniu groszkowym lub szorstkiej świeżości igieł młodej sosny, żółci w odcieniu żółtka lub ciepłoty mauretańskiego muru, czerwieni w odcieniu jasnego mahoniu albo truskawki. I ten powszechny erotyzm krajobrazu, choćby te pagórki, wierzchołki łagodnym i słodkim kształtem przypominające piersi dojrzałej kobiety nabrzmiałe mlekiem, jak im to przekazać, jak opowiedzieć, jak znaleźć najtrafniejsze porównania”.

Tadeusz Zubiński je znalazł.

[i]Krzysztof Masłoń krytyk literacki „Rzeczpospolitej”[mail=k.maslon@rp.pl]k.maslon@rp.pl[/mail][/i]

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski