Komiks Pinokio: Winshluss uwspółcześnił przygody pajacyka

„Pinokio” w wersji Winshlussa to uwspółcześnione przygody drewnianego pajacyka z powieści Carla Collodiego

Aktualizacja: 07.02.2011 15:47 Publikacja: 06.02.2011 00:01

Komiks Pinokio: Winshluss uwspółcześnił przygody pajacyka

Foto: Kultura Gniewu

Francuski grafik Vincent Paronnaud, używający pseudonimu Winshluss, strugał swojego Pinokia od 2003 roku. Opowieść publikował w odcinkach w „Ferraille Illustré”. Po dwóch latach zrobił sobie przerwę na reżyserską współpracę z Marjane Satrapi, autorką komiksu i filmu animowanego „Persepolis”. Sukces tego dzieła (m.in. nagroda w Cannes 2007, Cesar, nominacja do Oscara) dodał mu werwy do ukończenia „Pinokia”. I znów laury: nagroda za najlepszy komiks na festiwalu w Angouleme 2008.

[srodtytul]Bez zapachu[/srodtytul]

Dawno, dawno temu dzieciom za kłamstwa wydłużał się nos. Poza tym za krnąbrność, lenistwo i brak posłuszeństwa dostawały w kość od losu. Takie dydaktyczne treści płyną z klasycznego XIX-wiecznego dziełka włoskiego autora Carla Collodiego. W podobnym duchu utrzymany był film Walta Disneya z 1940 roku. Tym razem – zero umoralniającego smrodku. Winshluss nie adresuje swego komiksu do dzieci, lecz do dorosłych wychowanych na baśniach braci Grimm i disneyowskich animacjach, ale też zorientowanych w pop-kulturze. Surrealizm miesza się tu z faktami (np. zatonięcie Titanica i orkiestra grającą „do końca”), humor (czarny) nasiąka makabrą i obrzydliwościami. Nie brak seksu w hard stylu; tragedii zamieniających się we własne parodie (poronienie z powodu ciasteczek); kpin z politycznej poprawności w płciowych sprawach. Dialogów niewiele. Wystarcza żart sytuacyjny i ostra jak skalpel kreska. Chwilami przypominał mi się najbrutalniejszy komiks-komentarz do współczesnego świata – czyli „Bez komentarza” Ivana Bruna. [srodtytul]Bez nadziei[/srodtytul]

Autor jedzie po bandzie i ani na moment nie zwalnia – obnaża, szarga, obraża. Szydercza tonacja plus kosmiczne tempo fabuły wystarczyłyby, żeby uwspółcześnionego Pinokia chłonąć z przyspieszonym pulsem. Lecz Winshluss dodaje kolejną atrakcję: ekwilibrystykę wizualną. Dobiera odmienne style rysowania (malowania) do różnych wątków. Są rozpływające się akwarelowe plamy; miękka kredka; kostropaty pisak. Wszystko na luzie, z sadystycznym wdziękiem… Rolanda Topora. To szyderczy duch Winshlussa.

Drewniana kukiełka przeobraża się w stalowego super-robota; majster Geppetto zamienia się w genialnego konstruktora usiłującego spieniężyć swój wynalazek w… jednostce wojskowej; świerszcza zastępuje Jiminy, cwany karaluch o artystycznych ambicjach, w roli lisa występuje odrażający drab-narkoman.

Z bajki w wersji Francuza nie wynikają pouczające konstatacje. Przeciwnie, Winshluss z diabolicznym rechotem dowodzi, że światem rządzi głupota, chciwość, brak skrupułów, a wygrywają cwaniacy. A happy end? Oszustwo!

[srodtytul]Bez emocji[/srodtytul]

Jak pamiętamy, we włoskim oryginale drewniany egoista z czasem rozwija empatię. Dorasta, dojrzewa. Z łobuziaka przeistacza się w ciepłego, żądnego wiedzy chłopaka. Zwycięża pozytyw. Natomiast we francuskiej wersji Pinokio pozostaje wyobcowany, apatyczny i bezmyślny. Nic go nie rusza – ani katastrofy, których jest mimowolnym sprawcą, ani kary, jakich doświadcza, ani niesprzyjające mu zawirowania losu. Nie czuje też radości, gdy udaje mu się znaleźć kochającą rodzinę. Ba, nie zauważa, że pod czachą zagnieździł mu się nielegalny lokator. Co więcej, intruz odbiera mu prowadzenie w opowieści.

Kto jest główną postacią komiksu – insekt czy android z kulistym łbem i nosem jak drążek sterowniczy? Winshluss miesza nam w głowach, jak może. Przygody karalucha Jiminy’ego przeplata z losami Pinokia, awanturami inż. Geppetta, jego żony Swietłany (eks-prostytutki) i wiernego pingwina na etacie majordomusa. Przy okazji weryfikuje znane bajki – np. Śpiąca Królewna wpada w łapy siedmiu krasnoludów-nekrofili (inteligentne, prześmiewcze cytaty z disneyowskich filmów). Motywów pobocznych starczyłoby na kilka osobnych zeszytów. Jednak autor zamyka się w jednym 200 stronicowym (no, prawie) tomie. Prawdziwe komiksowe opus magnum.

[srodtytul]Bez płci[/srodtytul]

Odrobinę optymizmu wprowadza karaluch Jiminy. Takiego apaszowskiego, z przedmieść. Jego wątek, to typowe rysowane paski. W „Pinokiu” – jak anegdoty w komiksowej epice. Insekt charakteryzowany koślawą kreską (z urody przypomina nieco Pokraka, postaci wymyślonej przez Andrzeja Dudzińskiego i rysowanego lewą ręką) jest charakterologiczną mieszanką. Artycha z ambicjami pisarza-filozofa gardzi przyziemnymi zajęciami. Zawsze bez grosza przy duszy, zagnieżdża się na squacie (czytaj: w głowie cyborga). Choć hipochondryk, nie szczędzi organizmowi potężnych dawek różnych dopingów. Nadaremnie, wena i tak nie przychodzi. Bliski załamania, spotyka miłość życia na przystanku. A że wybranka okazuje się wielodzietnym facetem? Cóż, nobody’s perfect.

[i]Scenariusz i rysunki: Winshluss

Pinokio

Wyd. Kultura Gniewu, Warszawa 2011[/i]

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski