Opublikowana w USA w 2004 r. książka znalazła się w finale Nagrody Pulitzera i pozostaje jedyną tak wnikliwą próbą ustalenia, kto rzeczywiście rządzi Bombajem. Nie mógł jej napisać Hindus mieszkający w Indiach – tamtejszym autorom brakuje dystansu i reporterskiego warsztatu. Dziennikarstwo śledcze dopiero raczkuje, a ryzyko jest ogromne. Suketu Mehta pochodzi z Kalkuty, dorastał w Bombaju, ale od lat jego domem jest Nowy Jork. Mógł więc czarno na białym pokazać to, o czym wszyscy w Indiach milczą: sojusz władzy i mafii, ich wspólną strategię wykorzystywania najuboższych i okradania państwa.
Bombaj był już bohaterem wielu nagradzanych filmów i głośnych powieści. Ale dwa największe bestsellery ostatnich lat prezentowały go jako miasto ekscytujące, w którym wszystko jest możliwe, a każdy ma szansę polepszyć swój los. Autorem obu byli obcokrajowcy. Brytyjczyk Danny Boyle w 2008 roku nakręcił film "Slumdog. Milioner z ulicy" – historię chłopaka ze slumsów, który dzięki błyskotliwości i wiedzy wygrywa fortunę w "Milionerach". Opowieść z happy endem otrzymała osiem Oscarów. Pięć lat wcześniej przebojem wydawniczym w Australii, a potem na świecie stała się powieść "Shantaram" Gregory'ego Davida Robertsa. Jej bohater, skazany na wieloletnie więzienie Australijczyk, ucieka do Bombaju i jako samozwańczy uzdrowiciel robi karierę w slumsach. Zdobywa bogactwo i pomaga ubogim.
Boyle i Roberts opowiedzieli baśnie o błyskawicznej podróży z dna na szczyt, ale nie oni pierwsi idealizowali Bombaj. Już w latach 50. powstawały bollywoodzkie przeboje popularyzujące amerykański mit od pucybuta do milionera. W głośnym filmie "Miłość i paragraf" z 1955 r. Raj Kapoor – jedna z pierwszych wielkich gwiazd niepodległych Indii – grał trampa, który przywędrował do Bombaju piechotą. Nie miał się gdzie podziać, bo wszystkie chodniki w mieście były już zajęte. Wzbogacił się dzięki przekrętom – obiecywał biedakom dach nad głową i naciągał ich na zaliczki.
Do dziś własny kąt pozostaje największą ambicją przyjezdnych, a zdesperowani ludzie padają ofiarą oszustów. Mehta opisuje współczesny handel nieruchomościami: to bezwzględny biznes, którym rządzą bossowie ze slumsów. W przeciwieństwie do filmowego cwaniaka nie przechodzą szlachetnej metamorfozy.
Daleka od optymizmu książka Mehty przypomina reżyserski debiut Miry Nair – "Salaam Bombay!" nagrodzony w 1988 r. w Cannes. Wiele lat przed przebojowym "Monsunowym weselem" pochodząca z Indii Nair nakręciła niemal dokumentalną opowieść o dzieciach bombajskich ulic. Były uwięzione w kręgu biedy, patologii i okrucieństwa. Zupełnie osamotnione – z dworca czy chodnika mogły trafić tylko do domów publicznych lub sierocińców, gdzie czekała na nie przemoc. Mehta opisuje takie same dzieci, siedzące nocą na krawężniku, śpiące przy rynsztoku. I tak jak Nair pozostaje bezradny – częstuje ich mlekiem i wsiada do taksówki świadomy, że telefonem do sierocińca wyrządziłby im krzywdę.
Bombaj jest bezlitosnym miastem, pęczniejącym od przyjezdnych i coraz bardziej obojętnym na ich cierpienie. Jednym z wielu na świecie. Już w pierwszym akapicie Mehta ostrzega: "Bombaj to przyszłość cywilizacji miejskiej na Ziemi. Niech Bóg ma nas w swojej opiece".