W barakowozie pośród szerokich pól kukurydzy żyje człowiek, który uważa, że został wybrany. Nie umie czytać ani pisać, nie musi się o nic starać, nie zależy mu na uznaniu. Każdego dnia otrzymuje wszystko, o co poprosi. Powtarza, że jest najmniejszym ze wszystkich, ostatnim na Ziemi. Taka myśl daje mu siłę i poczucie wolności. „Ja po prostu więcej widzę niż wy, więcej czuję – oznajmia bliźnim. – I nic na to nie poradzicie. Jedyne, co wam zostaje, to zarabiać pieniądze".
Jego żona mieszka w wiosce. Stara – jak ją nazywa – budzi trwogę, podziw i uwielbienie. To głównie z jej przyczyny znalazł się w szpitalu dla umysłowo chorych. „Co mówi panu Bóg?" – pyta łagodnie lekarz. „Prawie zawsze, żebym się nie martwił" – odpowiada. Bóg oznajmił też, że nie słucha polityków ani milionerów, tylko ludzi tak silnych i nieugiętych jak Stara. Ich miłuje najmocniej.
Pacjent wyjaśnia lekarzowi, że otrzymał dar zachwytu. To dlatego każdego dnia na skrawkach papieru rysuje pejzaże i ludzi. Chciałby, aby pozostały po nim tylko te niepodpisane skromne prace.
Bohaterowi noweli sąsiedzi powierzają największe tajemnice. Tak dowiedział się o Starym Budyniu, który przez całe życie notował coś na małych karteczkach. Nigdy nikomu tych zapisków nie pokazywał, a później okazało się, że w ten sposób szykował się do samobójczej śmierci. Powiesił się w dniu ślubu wnuka. Stary Budyń zostawił po sobie trzy worki notatek, których treści nikt nie potrafił pojąć. „Dlatego właśnie istnieje Bóg – podsumował bohater „Starej". – Żeby wszystko nie pozostało takie głupie".
W książce, która wkrótce ukaże się nakładem oficyny Nowy Świat, Wojasiński powraca do stron znanych z jego debiutanckiego tomu „Złodziej ryb". Piaszczyste drogi, chylące się ku ruinie domostwa, puste i przytłaczające niebo. W takim świecie ludzie nie potrzebują wiary, bo w jej miejsce przyszła niezachwiana pewność.