Rz: W najbliższy piątek do kin wchodzi nowy film o przygodach Kubusia Puchatka. W tym roku mija też 95 lat od pierwszego wydania powieści Alana Alexandra Milne'a. Na czym polega sekret tak długiej obecności Kubusia Puchatka w kulturze?
Joanna Olech: Sekret tkwi w tym, że „Kubuś Puchatek" jest lekturą równie atrakcyjną dla dzieci co dla dorosłych. To nie jest lektura, którą dziecko czyta samodzielnie. Pośrednikiem jest dorosły. Jeżeli dorosły dobrze się bawi, książka śmieszy go, wydaje mu się inteligentna i pomysłowa, jest to rodzaj rekomendacji dla dziecka. A dorosły odnajduje w „Kubusiu" również własny portret. Każdy czytelnik jest albo Puchatkiem, albo Prosiaczkiem, albo Kłapouchym. Być może bez tej fascynacji rodziców dzieci nie sięgnęłyby po „Kubusia". Milne był zakorzeniony w literaturze brytyjskiej z jej abstrakcyjnym i nieco ironicznym poczuciem humoru.
„Kubuś Puchatek" stał się klasyką literatury dziecięcej. Jakie inne baśnie określiłaby pani w ten sposób?
Ze smutkiem stwierdzam, że część klasycznych baśni jednak się zestarzała, jak na przykład „Piotruś Pan". Stał się anachroniczny, dzieci już po niego nie sięgają. Podobnie „Alicja w Krainie Czarów", która dla mojego pokolenia była jeszcze lekturą bardzo znaczącą. Natomiast „O czym szumią wierzby" to z całą pewnością fantastyczna i niestarzejąca się książka. Spoza kręgu anglojęzycznego klasyką pozostają „Muminki" i „Pippi Langstrump". Ale już „Dziadek do Orzechów" – ukochana lektura pokolenia moich rodziców – dziś jest passé.
Dorośli wracają po latach do niektórych baśni z dzieciństwa. Czym różni się baśń w odbiorze dziecka i dorosłego?