Gdyby spytać o to samo Richarda Hughesa, odpowiedź byłaby zapewne podobna. Nie, żeby Hughes miał z mordercami zbyt wiele wspólnego – był pisarzem, dziennikarzem, poetą, autorem opowiadań dla dzieci, a przy okazji pierwszego w dziejach słuchowiska radiowego. Rzecz w tym, że ten – jeśli wierzyć wspomnieniom – niezwykle sympatyczny i ujmująco miły człowiek miał obsesję na punkcie stawiania świata na głowie.
Niby był statecznym literatem, a jednak wypuścił się na zwariowane przygody na Bałkanach, włóczył się z nomadami po pustyniach Bliskiego Wschodu, wzdłuż i wszerz przemierzył Stany, a w Kanadzie mieszkał w obozie Indian. Był wiceprzewodniczącym Walijskiego Teatru Narodowego, a jednak ruszył w awanturniczą morską podróż jako pospolity majtek.
A że pisał Hughes tak, jak żył, w jego tekstach również wszystko jest jakby na opak – w bajkach dobro niekoniecznie musi być nagradzane, a zło przegrać, w powieściach zaś nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to dzieci okazały się siłą bardziej destrukcyjną od pospolitych zbójów, którzy – zgodnie z opinią Agathy Christie – okazują się ludźmi bardzo miłymi, tyle że głupimi.
Tak sprawa wygląda we wznowionym właśnie, najgłośniejszym dziele Hughesa „Orkan na Jamajce". Oto podróżujące z Jamajki do Anglii dzieci padają ofiarą piratów... No właśnie... Kto właściwie czyją pada ofiarą? Piraci wcale nie zamierzają robić im krzywdy. Dzieci piratom oczywiście również nie – rzecz jednak w tym, że niepojmujące sztywnych norm i zasad świata dorosłych zamieniają się w stado dobrych dzikusów, których – jak nazwał to Władysław Kopaliński – niszczycielska niewinność w zamkniętej przestrzeni okrętu zamienia piracką społeczność w piekło chaosu.
Ale „Orkan na Jamajce" to nie tylko – choć również – komedia o dzieciach wchodzących na głowę dorosłym. Przede wszystkim jest to zachwycająca satyra na bezmyślne, mechaniczne okrucieństwo dorosłego świata – w powieści odmalowane choćby podczas finałowej rozprawy sądowej, a w rzeczywistym życiu Richarda Hughesa materializujące się w dwóch wojnach światowych, które oglądał na własne oczy. Czy w świecie na opak mogłoby do nich dojść?