Niby nic dziwnego – jest raczej nazwiskiem niż twarzą, facetem z czasów przedcelebryckich, w których podróżnicy naprawdę podróżowali, a nie wozili się z ekipami telewizyjnymi, by stworzyć medialny show. Ale mimo wszystko. Przecież odkrył Pałkiewicz źródła Amazonki, szalupą przepłynął Atlantyk, a sztuki survivalu uczył nawet kosmonautów, choć w kosmosie akurat jeszcze nie był. Chyba...
Oczywiście potem już go kojarzyłem. Wpadał do „Życia Warszawy", przemykał przez korytarze „Rzeczpospolitej", do „Uważam Rze" też zdążył dać już kilka świetnych tekstów. – Niech mnie pan stąd zabierze – jęknąłem przysypany robotą, gdy odwiedził nas ostatnio. – Dobra, ale niech pan najpierw to przeczyta – spojrzał na mnie ironicznie i wręczył swoją „Sztukę podróżowania". Wziąłem, bo co miałem zrobić? Może chociaż tak otrę się o dżunglę, pustynie czy inne karaibskie plenery z piaskiem i palmami – pomyślałem.
I faktycznie, otarłem się, nawet jeśli owe karaibskie widoczki szpecą blaszane kontenery koncernów naftowych, a spore połacie dżungli przypominają dziś monstrualny tartak. Pałkiewicz pisze bowiem o świecie prawdziwym, nie zaś tym z folderu biura turystycznego. „Zupełnie nieoczekiwanie odkryłem swego czasu, jak bardzo stare jest słowo »podróżować« – zanotował w którymś miejscu. – Angielski termin »travel« pochodzi od francuskiego »travailler«, czyli »pracować«, »trudzić się«, co z kolei ma korzenie łacińskie i oznacza trójzębne widły używane kiedyś jako narzędzie tortury. Tak więc podróżowanie było synonimem czynności ekstremalnie nieprzyjemnej".
I tak właśnie wygląda ta książka. Ma udawać poradnik, a jest raczej erudycyjnym esejem o świecie. Esejem, w którym syberyjskie przysłowia plemienne mają taką samą wartość jak lektura Marco Polo, a tekst zasłyszany przypadkiem w barze w Gaborne konfrontuje się z zapiskami Herodota. Oczywiście nie brakuje tu i porad czysto praktycznych: że w Wenezueli należy unikać chodzenia w sandałach, że odwiedzając afrykańską wioskę, nie zaszkodzi wręczyć wójtowi orzeszki cola. Że „w Lagos napady z bronią są tak pospolite, iż nikt się im nie dziwi, a bardzo podobnie jest w Johannesburgu opanowanym przez grasujące bandy".
Nie da się „Sztuki podróżowania" streścić w paru słowach. To prawie 500 stron, z których każda to podróż nie tylko przez wszystkie kontynenty, ale także przez czas oraz zaświaty – bo i religijno-kulturowych refleksji tu nie brak. Zamiast się wysilać, idę pakować plecak. A państwo... Niech państwo najpierw to przeczytają.