Korespondencja ze Sztokholmu
Dla Szwedów jest tym, kim dla Polaków Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki i Zygmunt Krasiński razem wzięci. Ojcem nowoczesnej literatury, mostem między lokalną tradycją a europejskimi salonami, wieszczem wadzącym się z narodową mitologią, ale też uciekającym w okultyzm.
– U Strindberga jest wszystko, co dla nas ważne: ludowość, natura, rodzina, seks, pory roku, miłość, przyzwoitość – mówi Christina Araskog z Nordiska Museet w Sztokholmie, gdzie można oglądać wystawę „Pisarz, artysta, fotograf".
Feta z okazji stulecia jego śmierci trwa niemal cały rok 2012 nie tylko w Szwecji. – To nasz literacki produkt eksportowy. Francuzi mają Moliera, Niemcy Goethego, Anglicy Szekspira, a my autora „Do Damaszku". Rok Strindberga ma przypomnieć go nie tylko w naszym kraju, ale i na świecie – przekonuje Jan Karro z Instytutu Szwedzkiego, który zajmuje się promocją pisarza.
W Seulu też grają
W centrum całej operacji stoi oczywiście twórczość teatralna. Skupienie się na relacjach męsko-damskich, realizm przenikający się z wizyjnością, bohaterowie próbujący zaprzeczyć swoim popędom sprawiają, że jego dramaty nie straciły na nowoczesności, a Szwecja jako kraj, który z nowoczesności uczynił narodową markę, musi być z nich dumna. A jednak największą gwiazdą sezonu uczyniono Juliette Binoche. Szwedzi namówili ją, by wystąpiła w tytułowej roli Panny Julii, najsłynniejszego dramatu Strindberga, pokazywanego m.in w paryskim Odeonie czy londyńskim Barbican.