150 lat temu, 2 lutego 1863 roku, urodziła się Maria Rodziewiczówna (zm. w 1944 roku). Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej", z dodatku Księga kresów wschodnich
PRL-owska cenzura przez pół wieku nie dopuszczała jednak do publikacji jej mniej popularnych, a nie mniej ciekawych, tytułów odnoszących się do walk Polski o niepodległość i kształt granic oraz rewolucji i wojny polsko-bolszewickiej. Do wydarzeń tych wróciła m.in. w pełnej goryczy książce „Niedobitowski z granicznego bastionu" (1926, wydanie powojenne KAW 1991), gdzie ukazała los zesłańców, którzy po powrocie do rodzinnych, zrujnowanych i ograbionych domów jako obszarnicy od nowych, polskich (!) władz nie otrzymywali żadnej pomocy. Przeciwnie, gnębieni podatkami musieli dokonywać cudów, by utrzymać to, co było ich z dziada pradziada. Tak właśnie postępuje główny bohater książki o znaczącym nazwisku – Niedobitowski, który „ziarno w ziemię rzucał wierząc, że wygra".
Naprawdę zaś – dowodziła Rodziewiczówna – wygrywał ktoś zupełnie inny. Administracja, gnębiąc „obszarników", osłabiała żywioł polski, natomiast wspierała takich jak „obywatel" Kuźma Suprunik.
Wrócił on do wsi z Rosji w 1919 r., po dziesięciomiesięcznej peregrynacji przez Sowdepię. Tu dowiedział się, że dwory zostaną skasowane, a ziemia oddana ludowi. Ograbił więc „pana" z czego jeszcze tylko się dało i odbudował zniszczone gospodarstwo. Wystarał się o narzędzia i nasiona, skorzystał z amerykańskiej pomocy w żywności i odzieży. Jakoś przeżył mniej korzystny dla siebie antrakt w postaci krótkotrwałych rządów bolszewików, ale zaraz powrót Polaków dał mu „znowu pole do skarg, próśb, szacunku strat i podań o zapomogi". Konsekwentnie był „pokorny, cierpliwy, zawsze zbiedzony, narzekający, żebrzący, kłamiący i kradnący". Przybycie osadników z głębi Polski zakłóciło kolejny okres pomyślności Kuźmy, który już zacierał ręce, że oto „Polaki Polakom zabierają ziemię, żeby mużyk miał". Gdy wyszło na to, że na reformie wiele nie zyska, zabrał się – po prostu – za bandytyzm, co o mało nie skończyło się dla niego tragicznie. Przyczaił się więc. Jak przyjdzie pora – myślał – puści „czerwonego kura" na dwory i osady, a na razie korzysta, ile może, z tego, że – powiada – „Polska jest durnaja, jak jemu treba".
Rodzinę pisarki dotknęły represje po powstaniu styczniowym, nic dziwnego więc, że na tematykę powstańczą często znajdowała miejsce w swoich utworach. W sylwetkach jej bohaterów odbijał się pozytywistyczny kult pracy, i to pracy fizycznej – na roli. Patriotyzm – tak jak go rozumiała Rodziewiczówna – polegał na wytężonej pracy, przywiązaniu do ziemi i umiłowaniu przyrody. Szczególną rolę odgrywały w jej powieściach kobiety, walczące – często samotnie – o utrzymanie ojcowizny. Taką walkę toczyła i ona, czego dowodzi fragment wspomnień Stanisława Kwietnia (znajdujących się w rękopisie w Bibliotece Ossolińskich we Wrocławiu), przedwojennego urzędnika powiatowego.