Człowiek, który splamił się czernią

Czarne graficzne opowieści Wojciecha Stefańca przypominają klasykę kryminału – pisze Monika Małkowska.

Aktualizacja: 07.02.2014 09:00 Publikacja: 07.02.2014 07:37

Człowiek, który splamił się czernią

Foto: Wydawnictwo timof i cisi wspólnicy

Dwa „czarne" komiksy Wojciecha Stefańca zwróciły moją uwagę z kilku powodów. Przede wszystkim, mamy do czynienia z klasycznym kryminałem. Stefaniec kontynuuje tradycję Agathy Christie czy Conan Doyle'a: akcja zwarta, napięcie rośnie, postaci niezbyt skomplikowane psychologicznie, motyw zbrodni czytelny. W czasach, gdy intryga powieści kryminalnych topi się w socjologiczno-psychologicznych dywagacjach, a zbrodnia niknie wśród opisów włosa dzielonego na czworo, taka przejrzystość – to biały kruk.

Zobacz galerię zdjęć

Edycje zapowiadał animowany trailer. Zrealizowany minimalistycznie, ale atrakcyjnie. Zachęcający, żeby sięgnąć po komiksy. Ukazały się niemal jednocześnie forpocztą był „Noir"; wkrótce potem – jego spin-off: „Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk". W pierwszym przypadku plastyczną wizję Stefańca wspomógł scenariuszowo Łukasz Bogacz; drugi zeszyt jest już autorską pracą rysownika/scenarzysty. Publikacje dopełniają się, tak w warstwie tekstowej,jak wizualnej, toteż powinny być czytane/oglądane w tym samym czasie. Która pierwsza? Bez znaczenia.

Stefaniec zabrał się za czarne ilustracje w przerwach między krwawymi obrazkami do „Szelek" (komiksowy thriller ze scenariuszem Jerzego Szyłaka). W „Noir" czerń ma potrójne znaczenie: kolorystyczne, emocjonalne i moralne.

Bohaterowie zostali naszkicowani realistycznie, lecz bez dopieszczania, grubymi pociągnięciami pędzla. Większość scen niknie w mroku, każąc odbiorcy dopowiedzieć sobie resztę. Czerń jest też „elegancka" – maskuje makabrę oraz różnego typu obrzydlistwa. Najwyraźniejsze są... ponarkotyczne majaki, rysowane ostro jak transie. Oko wypływa do szklanki, gruba baba wchłania męża przez otwór między nogami, ciało rozpada się na części. W kolorach byłoby niestrawne, a tak – zachowuje umowność.

Surrealistyczne wizje nie pojawiają się przypadkowo: tu się często wciąga. Towar dileruje wystylizowany, cyniczny blondyn, obsługujący potrzebujących z górnej półki – polityka, finansjera, alfonsera, shoł-biz. Blondi przy okazji dokumentuje mroczne sprawki klientów i ich wzajemne powiązania. Rzecz jasna, newsy spienięża. Nie tylko w mediach (choć tam też). Zapotrzebowanie na ten szczególny tower ma pewien pisarz, autor poczytnych kryminałów. Oto on – Robert Boganiec, syn wysoko postawionego policjanta Norberta. Od dzieciństwa zapoznawał się z przestępczym tematem, dobrze zna psychikę morderców. Nic dziwnego, że odnosi sukcesy. Po ukazaniu się „Podwójnego Nelsona zdrady" jest na topie. Jednak w hierarchii rodzinnej – niziutko. Góruje nad nim brat Oskar, człowiek bez zawodu, za to o szczególnych właściwościach: panny za nim sznurem. Nie tylko panny, mężatki takoż. Wśród nich urodziwa lekarka Iza, po mężu – Robertowa Boganiec.

Pisarz wykrywa zdradę trochę przypadkiem (choć coś mu w głowie jarzyło), za pośrednictwem dilera-informatora. Knuje zemstę, którą równocześnie zamienia w kolejną powieść.

Dzieło będzie autotematyczne: Robert staje się jedną z wiodących postaci, podobnie jak jego brat i żona. Po prostu – tragedia antyczna. Bo na końcu okaże się, że chłopcy od małego byli naznaczeni stygmatem zbrodni, że klątwa rzucona na ród Bogańców przenosi się pokoleniami...

Czy Stefaniec uniósł tak ambitny zamysł? Tak i nie. Udało mu się zainteresować wymagającego czytelnika (znaczy, mnie) i utrzymać napięcie. Mam jednak zastrzeżenia co do plastycznych rozwiązań. Widać, ze autor rysował/malował szybko; że świetnie opanował specyfikę Warszawy oraz warszawki; że śledzi kroniki policyjne i wie, jak pada ciało. W ogóle, piątka z anatomii. Tylko... na większości plansz panuje za duży chaos. Czasem przydało by się mniej porozrzucanych i nagromadzonych detali, za to więcej zimnej precyzji. Przecież Stefaniec nie opowiada o zabójstwie w afekcie, lecz o zbrodni z premedytacją. Zabrakło mu do niej dystansu.

Noir – scenariusz Łukasz Bogacz, rysunki – Wojciech Stefaniec

Ludzie, którzy nie brudzą sobie rąk – scenariusz i rysunki – Wojciech Stefaniec

Wyd. Timof i cisi wspólnicy

Warszawa, 2013

Dwa „czarne" komiksy Wojciecha Stefańca zwróciły moją uwagę z kilku powodów. Przede wszystkim, mamy do czynienia z klasycznym kryminałem. Stefaniec kontynuuje tradycję Agathy Christie czy Conan Doyle'a: akcja zwarta, napięcie rośnie, postaci niezbyt skomplikowane psychologicznie, motyw zbrodni czytelny. W czasach, gdy intryga powieści kryminalnych topi się w socjologiczno-psychologicznych dywagacjach, a zbrodnia niknie wśród opisów włosa dzielonego na czworo, taka przejrzystość – to biały kruk.

Pozostało 88% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski