Urodzona nie tyle w czepku, co w kapeluszu Amélie Nothomb, 50-latka (urodziny obchodziła w lipcu), nie pokazuje się nigdy bez jakiegoś dziwacznego nakrycia głowy.
Córka belgijskiego arystokraty, wieloletniego ambasadora w krajach azjatyckich, nie korzysta z rodzinnej fortuny. Sama zarabia na siebie i to dobrze. Wystarczają jej cztery godziny dziennie poświęcone na pisanie.
Najpierw pasja, potem profesja, pozwoliły Nothomb wydobyć się z depresji, manifestującej się bulimią i anoreksją, co więcej, skorzystała z tych doświadczeń w literaturze. Jej doskonale przyjęty debiut „Higiena mordercy" (1992) zapoczątkował pisarską kanonadę: od tamtej pory publikuje co roku nowe dzieło, wyczekiwane przez krytykę i fanów. Większość jest tłumaczona na wiele języków, w tym polski.
Także jestem wielbicielką jej stylu; podziwiam lapidarność, przewrotność i celność. Przez ostatnie cztery lata – co za przykrość! – nie ukazała się u nas żadna jej nowość, choć autorka nie próżnowała.
Wreszcie jest! „Zbrodnia hrabiego Neville'a" wciąga i nie można jej odłożyć, nie doczytawszy do końca. Paradoksalnie, już na początku czytelnik dowiaduje się, kim jest morderca, a raczej kto nim będzie: to tytułowy bohater, o czym informuje go wróżka.