W Wielkiej Brytanii multikulturowość Mieczysława Weinberga intryguje. W Polsce przez lata kompozytor, który był Polakiem, Żydem i obywatelem radzieckim, sprawiał kłopot. W PRL to ostatnie było najważniejsze, polskości i żydowskich korzeni Weinberga nie eksponowano. A po 1989 r. ponad pół wieku, które spędził od wojny w Związku Radzieckim, okazało się obciążeniem niepozwalającym na jego twórczość spojrzeć obiektywnie.
Brytyjczycy mogą sobie na obiektywizm w jego ocenie pozwolić. A wielokulturowość jego muzyki ich fascynuje. Nie oznacza to jednak, że Mieczysław Weinberg jest tu już powszechnie znany.
– Pomysł, by stał się głównym kompozytorem sezonu, był szalony, nie wiedziałem, ile osób kupi bilety – mówi John Gilhooly, dyrektor londyńskiej Wigmore Hall, w której od początku XX wieku wystąpili wszyscy wielcy muzycy i śpiewacy. Kto nie dał recitalu w tej sali o fenomenalnej akustyce, nie liczy się w świecie.
W ten weekend rozpoczął się tu cykl Weinbergowski. Pierwszy koncert wypełnił widownię w połowie, z każdym kolejnym frekwencja była coraz lepsza, mimo że w sobotę zaplanowano prawdziwy maraton trzech koncertów.
Wigmore Hall zaprosiła artystów, którzy wcześniej docenili muzykę Weinberga. Francuz Marc Danel ze swym Quatuor Danel nagrał komplet 17 jego kwartetów. A niemiecki skrzypek Linus Roth, który cztery lata temu założył Międzynarodowe Towarzystwo Weinbergowskie, interesuje się zwłaszcza muzyką skrzypcową.