Album w konwencji "Unplugged", który wydała pani niedawno, zawsze jest podsumowaniem pewnego etapu kariery. Czy odczuwa pani niepokój związany z tym, co będzie dalej?
Prawdę mówiąc, wcale się nad tym nie zastanawiam. Nie analizuję mojej muzycznej drogi - wystarczy, że robi to paru mądrali wiedzących więcej na mój temat niż ja sama, znających wszystkie moje tajemnice -nawet te, których ja nie znam. Wierzę, że sztuka ma szansę wtedy, kiedy bierze się z naturalnej potrzeby wypowiedzi, a nie z kalkulacji. Parę razy próbowałam kalkulować i na dobre mi to nie wyszło. Generalnie dobrze mi się żyje. Zamiast na płytach wypowiadam się w domu, tworząc, dłubiąc w tekstach. Gwałtownej potrzeby wydawania nowego albumu nie czuję, bo nasz rynek i media prawdziwych artystów nie szanują.
Cokolwiek by pani zrobiła, oczekują tylko wykonania starych przebojów?
Nawet nie to - interesują się moją sukienką albo z kim sypiam, a nie tym, co mam nowego do powiedzenia.
Ale jest grupa kilkudziesięciu tysięcy fanów, którzy są tego ciekawi.