Żyję otoczona przez duchy

Angielska wokalistka i aktorka, barwna muza lat 60., w poniedziałek po raz pierwszy przyjedzie do Polski

Aktualizacja: 30.01.2008 00:18 Publikacja: 29.01.2008 17:20

Żyję otoczona przez duchy

Foto: Go Ahead

40 lat temu, w przełomowym roku 1968 r., zjawiła się pani z walizką w Paryżu. Jakie życie czekało tam młodą, aspirującą artystkę?

Jane Birkin:

Nie byłam aspirującą artystką, tylko zdesperowaną panią domu. Miałam już za sobą rolę w "Powiększeniu" Antonioniego, debiut w teatrze i musicalu. Miałam też córkę Kate, którą urodziłam jako 19-latka. Jej ojciec John Barry, wzięty kompozytor, wyjechał do Ameryki i zostawił nas z niczym. Paryż był koniecznością. Nie spodziewałam się zabawy, wzięłam pierwszą rolę, jaką mi zaoferowano. Oczywiście była po francusku, na gwałt uczyłam się języka. Ściągnęłam do Francji córkę i brata, który asystował Kubrickowi przy filmie o Napoleonie, i kiedy nie mogłam opiekować się Kate, zabierał ją na plan.

Tymczasem ja poznałam Serge'a Gainsbourga przy pracy nad filmem "Slogan", ale natychmiast powiedziałam reżyserowi, że ten człowiek jest odpychający i nie dotrwam do końca. Odpowiedział: – Umówię cię z nim na kolację, nie jest nawet w połowie tak okropny, na jakiego wygląda.

I co? Poszliście na tę kolację?

Tak, a po niej poprosiłam Serge'a do tańca. Protestował, a potem deptał mi po palcach. Zabrał mnie do Rasputina, najlepszego klubu Paryża – muzycy grali "Valse Triste" Sibeliusa, a on wkładał skrzypkom stufrankowe banknoty za smyczki i wołał: – Jesteście prostytutkami, jak ja! Wreszcie wylądowaliśmy w klubie dla transwestytów, gdzieś przy Pigalle. Przebrani mężczyźni całowali Serge'a i siadali mu na kolanach. A rano jedliśmy croissanty na targu mięsnym, otoczeni przez rzeźników w zakrwawionych fartuchach. Oni też pozdrawiali Serge'a, wszyscy go znali. I kochali za kobiecy urok. To najbardziej kobiecy mężczyzna, jakiego poznałam. Jego arogancja była tylko przykrywką.

Tęskni pani za tymi dniami?

Ani trochę. Oczywiście, Paryż w porównaniu z Londynem wydał mi się najwspanialszym miejscem na świecie, kluby były otwarte całą noc i prezentowały kultury całego świata. Poznawałam to ekscytujące miasto z najbardziej ekscytującym mężczyzną. I właśnie dlatego nie chciałabym do tego wracać. Kiedy raz zrobi się coś najlepiej, jak to możliwe, powrót mógłby to już tylko zepsuć. Tak samo jest z dzieciństwem – nie mogę mieć znów 12 lat i wrócić na Isle of Wight. Na moje nieszczęście.

Czy pamięć nie stałą się dla pani pułapką? Nie utknęła pani w przeszłości?

Piszę właśnie nowe piosenki. Tak jak wszystkie dotychczasowe i jak autobiograficzny film "Boxes" oparte są na wspomnieniach. Otaczają mnie duchy przeszłości. Najważniejsze wśród nich są wspomnienia rodziców. Ojciec był niesamowity – działał we francuskim ruchu oporu, był społecznikiem, dbał o więźniów i ubogich. Razem protestowaliśmy przeciw karze śmierci, dzięki niemu zapisałam się do Amnesty International. A matka była jedną z najpiękniejszych angielskich aktorek. Jak pani widzi, początki miałam niezwykłe. Dopisało mi szczęście, bo przebywałam wśród ciekawych umysłów. To znacznie zredukowało moją głupotę.

Ale czy te wielkie umysły pani nie przytłaczały?

Właściwie bez przerwy. Najpierw ojciec, potem brat, a potem Serge. Później kolejny mąż Jacques Doillon, a nawet pisarz, którego poznałam w czołgu w Sarajewie, w dniu, w którym dokonano masakry w Srebrenicy. Dzięki niemu zaczęłam czytać francuską literaturę, a dzięki pewnemu reżyserowi jako 35-letnia aktorka zadebiutowałam w paryskim teatrze. Byłam w cieniu ich wszystkich, ale się nie nudziłam, przeciwnie – uczyłam się ciekawych rzeczy. Dzięki piosenkom, które Serge dla mnie napisał, mogę jeździć na koncerty i poznawać świat.

Gainsbourg zmarł 17 lat temu, wiele lat wcześniej się rozwiedliście, a pani wciąż śpiewa jego piosenki. Jest mu pani to winna?

Już nie. Przez wiele lat o każdy koncert z jego utworami musiałam w Anglii walczyć. Ale w końcu zmusiłam Anglików, by zdjęli z półek słowniki i zaprzyjaźnili się z językiem francuskim. We Francji Serge jest dziś porównywany z Apollinairem i Baudelairem, dzieci uczą się o nim w szkołach. On mnie już nie potrzebuje, dlatego mogę wreszcie pisać własne piosenki i śpiewać po angielsku. Ale jestem sentymentalna i nie chcę go zawieść. Byliśmy blisko do końca. Dwa dni przed śmiercią podarował mi diament.

Śpiewa pani przede wszystkim po francusku, mieszka we Francji. Ale czy dom właśnie z nią się pani kojarzy?

Mój prawdziwy dom jest zaklęty w moim dzieciństwie. W rzeczywistości domy mam dwa – jeden w Paryżu, drugi w Bretanii, nad morzem. Właśnie szaleje tam taka burza, że nie wiem, czy rano dom jeszcze będzie stał. Wokół mieszkają ludzie, którzy pamiętają wojnę i mojego ojca. Tam jestem bezpieczna i szczęśliwa. Wizyty w Anglii, odkąd zmarli rodzice i sprzedaliśmy rodzinny dom, mniej dla mnie znaczą. Nie lubię chodzić ulicami Londynu bez mamy. A uprzejmość Brytyjczyków wobec mnie to tylko narodowa cecha. Nie rozpoznają mnie, bo nie ma mnie w tamtejszej telewizji.

Co innego w północnej Afryce, tam docierają francuskie kanały. Kiedyś zaczepił mnie sprzedawca butów i powiedział: – O Boże, to pani była żoną tego miłego Żyda! Czy mogę panią zaprosić na kurczaka? Usiedliśmy w małej knajpce, zaraz otoczyły nas dzieci i zaczęły krzyczeć: – Ona wyszła z anteny satelitarnej!

Od 1968 r. mieszka w Paryżu, była żoną i muzą francuskiego kompozytora Serge'a Gainsbourga. Do dziś śpiewa jego utwory. W Warszawie usłyszymy m.in. „Ballade de Johnny Jane" i „Quoi", a także piosenki Toma Waitsa i Neila Younga. Karierę muzyczną rozpoczęła w 1969 r. od duetu z Gainsbourgiem – erotycznej piosenki „Je t'aime... moi non plus", która wywołała skandal i utrwaliła pozycję Birkin jako sekssymbolu lat 60. Nagrała kilkanaście albumów, ostatni „Fictions" ukazał się w 2006 r. Zanim zaczęła śpiewać, debiutowała w brytyjskim teatrze. Wywołała sensację, rozbierając się w „Powiększeniu" Antonioniego. Wystąpiła w ponad 70 filmach, m.in. w „Śmierci na Nilu", grała też kochankę Brigitte Bardot w „Gdyby Don Juan był kobietą". W zeszłym roku w Cannes odbył się pokaz jej autobiograficznego filmu „Boxes". Jest córką Judy Campbell, popularnej aktorki komediowej. Ale jej najwspanialszym przodkiem był król Karol II Stuart.

40 lat temu, w przełomowym roku 1968 r., zjawiła się pani z walizką w Paryżu. Jakie życie czekało tam młodą, aspirującą artystkę?

Jane Birkin:

Pozostało 97% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla