Właściwie bez przerwy. Najpierw ojciec, potem brat, a potem Serge. Później kolejny mąż Jacques Doillon, a nawet pisarz, którego poznałam w czołgu w Sarajewie, w dniu, w którym dokonano masakry w Srebrenicy. Dzięki niemu zaczęłam czytać francuską literaturę, a dzięki pewnemu reżyserowi jako 35-letnia aktorka zadebiutowałam w paryskim teatrze. Byłam w cieniu ich wszystkich, ale się nie nudziłam, przeciwnie – uczyłam się ciekawych rzeczy. Dzięki piosenkom, które Serge dla mnie napisał, mogę jeździć na koncerty i poznawać świat.
Gainsbourg zmarł 17 lat temu, wiele lat wcześniej się rozwiedliście, a pani wciąż śpiewa jego piosenki. Jest mu pani to winna?
Już nie. Przez wiele lat o każdy koncert z jego utworami musiałam w Anglii walczyć. Ale w końcu zmusiłam Anglików, by zdjęli z półek słowniki i zaprzyjaźnili się z językiem francuskim. We Francji Serge jest dziś porównywany z Apollinairem i Baudelairem, dzieci uczą się o nim w szkołach. On mnie już nie potrzebuje, dlatego mogę wreszcie pisać własne piosenki i śpiewać po angielsku. Ale jestem sentymentalna i nie chcę go zawieść. Byliśmy blisko do końca. Dwa dni przed śmiercią podarował mi diament.
Śpiewa pani przede wszystkim po francusku, mieszka we Francji. Ale czy dom właśnie z nią się pani kojarzy?
Mój prawdziwy dom jest zaklęty w moim dzieciństwie. W rzeczywistości domy mam dwa – jeden w Paryżu, drugi w Bretanii, nad morzem. Właśnie szaleje tam taka burza, że nie wiem, czy rano dom jeszcze będzie stał. Wokół mieszkają ludzie, którzy pamiętają wojnę i mojego ojca. Tam jestem bezpieczna i szczęśliwa. Wizyty w Anglii, odkąd zmarli rodzice i sprzedaliśmy rodzinny dom, mniej dla mnie znaczą. Nie lubię chodzić ulicami Londynu bez mamy. A uprzejmość Brytyjczyków wobec mnie to tylko narodowa cecha. Nie rozpoznają mnie, bo nie ma mnie w tamtejszej telewizji.
Co innego w północnej Afryce, tam docierają francuskie kanały. Kiedyś zaczepił mnie sprzedawca butów i powiedział: – O Boże, to pani była żoną tego miłego Żyda! Czy mogę panią zaprosić na kurczaka? Usiedliśmy w małej knajpce, zaraz otoczyły nas dzieci i zaczęły krzyczeć: – Ona wyszła z anteny satelitarnej!