Reklama
Rozwiń
Reklama

Najdonioślejszy wrzask show-biznesu

Festiwal NORTH SEA w Rotterdamie: Genialny Wayne Shorter, urzekająca Cassandra Wilson, porywająca Chaka Khan

Aktualizacja: 14.07.2008 01:58 Publikacja: 14.07.2008 01:56

Bluesman Buddy Guy

Bluesman Buddy Guy

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Nie obyło się bez wpadek. Największa to program poświęcony pamięci Jamesa Browna firmowany nazwiskiem jego dawnego basisty Bootsy Collinsa. Na scenę wychodzili muzycy, którzy niegdyś występowali z ojcem chrzestnym soulu. Skończyło się na pokrzykiwaniu i tasiemcowych popisach wątpliwej jakości. Pojawił się nawet wokalista naśladujący Browna, ale poziom artystyczny jego występu był żenujący. Słabo wypadł Paul Simon, który miał być magnesem dla fanów niezainteresowanych jazzem. Niestety, największe przeboje śpiewał smętnie, bez przekonania. Największej sali festiwalu nie udało mu się wypełnić nawet w połowie.

Gwarancją muzycznych przeżyć na najwyższym poziomie był, jak zwykle, kwartet saksofonisty Wayne’a Shortera. Najpierw wykonał tradycyjnie, bez przerwy, 40-minutową improwizację. Saksofonista był w doskonałej formie, grał niemal cały czas, prezentując wspaniałe brzmienie instrumentu i zadziwiające pomysłowością harmonie. Pianista Danilo Perez, kontrabasista John Patitucci i perkusista Brian Blade nieustannie podnosili napięcie muzyki. W drugiej części koncertu na scenę wyszedł kwintet instrumentów dętych Imani Winds. Shorter przedstawił nową kompozycję zaaranżowaną na kwartet i instrumenty dęte. Jego saksofon z trudem przebijał się przez brzmienie fletu, fagotu, oboju, klarnetu i rożka francuskiego. W tym fragmencie muzyka była zbyt gęsta. Dopiero w części improwizowanej młodzi muzycy Imani Winds wycofali się, nie dając rady mistrzom. Shorter znowu okazał się wizjonerem prowadzącym zespół w nieznane rejony. Tak dynamicznego kwartetu Shortera jeszcze nie słyszałem.

Mam nadzieję, że z programem nowej płyty „Loverly” przyjedzie do Polski nasza dobra znajoma Cassandra Wilson. Koncert otworzyła zachwycająca, 15-minutowa wersja ellingtonowskiej „Karawany”. Jak zawsze wyluzowana, pozostawiła muzykom sporo miejsca na improwizacje i sama się nimi delektowała. Podziwianie jej w takim momencie jest przeżyciem nie tylko muzycznym.

Największą publiczność zgromadziły stare gwiazdy r’n’b: Chaka Khan i George Benson. Khan co chwila prezentowała swój słynny, wywołujący dreszcze przeciągły wrzask, najgłośniejszy w historii show-biznesu. Potrafi przy tym świetnie śpiewać, a w repertuarze ma tyle przebojów, że mogłaby obdarować nimi kilka młodych gwiazd. Już po kilku minutach tysiące fanów kołysało się w rytm ekscytującego funku.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora:

Reklama
Reklama

Nie obyło się bez wpadek. Największa to program poświęcony pamięci Jamesa Browna firmowany nazwiskiem jego dawnego basisty Bootsy Collinsa. Na scenę wychodzili muzycy, którzy niegdyś występowali z ojcem chrzestnym soulu. Skończyło się na pokrzykiwaniu i tasiemcowych popisach wątpliwej jakości. Pojawił się nawet wokalista naśladujący Browna, ale poziom artystyczny jego występu był żenujący. Słabo wypadł Paul Simon, który miał być magnesem dla fanów niezainteresowanych jazzem. Niestety, największe przeboje śpiewał smętnie, bez przekonania. Największej sali festiwalu nie udało mu się wypełnić nawet w połowie.

Reklama
Kultura
„Halloween Horror Nights”: noc, w którą horrory wychodzą poza ekran
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Kultura
Nie żyje Elżbieta Penderecka, wielka dama polskiej kultury
Patronat Rzeczpospolitej
Jubileuszowa gala wręczenia nagród Koryfeusz Muzyki Polskiej 2025
Kultura
Wizerunek to potęga: pantofelki kochanki Edwarda VIII na Zamku Królewskim
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Kultura
Czytanie ma tylko dobre strony
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama