Czarna perła piosenki XX wieku

Dionne Warwick w środę wystąpi w Warszawie. – Moje koncerty są biografią. Śpiewając, opowiadam prawdę o sobie – tak anonsuje swoje recitale znakomita wokalistka. Tylko "Rzeczpospolitej" udzieliła wywiadu

Publikacja: 05.12.2008 19:21

Dionne Warwick przyjeżdża do Polski po raz pierwszy

Dionne Warwick przyjeżdża do Polski po raz pierwszy

Foto: Era Jazzu

40 lat temu magazyn "Time" nie mógł się jej nachwalić. W 1967 r. artykuł z okładki zaczynał się tak: "– Chciałabym, żeby ktoś mi powiedział, gdzie jest moje miejsce – lamentuje 26-letnia Dionne Warwick. Nic prostszego. Jest ona najlepszą występującą dziś wokalistką popu, jazzu, gospel i rhythm and bluesa. Przez lata takie artystki wrzucano do worka muzyki murzyńskiej. Teraz amerykańska widownia odkryła Dionne Warwick, Arethę Franklin i Lou Rowlesa i powitała ich na szczycie list przebojów".

Kłopot z przypisaniem Warwick do konkretnego gatunku polega na tym, że doskonale łączy wszystkie. Jej talent mógł rozbłysnąć jedynie pomiędzy erą Presleya a fenomenem The Beatles. Rhythm and blues opuścił getto muzyki rasowej i przebił się do ogólnoamerykańskich notowań. Czarnoskórzy twórcy byli na topie aż do rockandrollowej manii. Warwick dobrze wykorzystała te lata, oferując połączenie pięknego śpiewu z wymagającymi kompozycjami. Jej współpraca ze słynnym duetem Burt Bacharach – Hal David cieszyła się ogromną popularnością. Tylko Aretha Franklin miała w USA więcej przebojów.

Na początek Warwick nagrała "Don't Make Me over", co znaczy: "Nie manipuluj mną". Wykrzyczała to zdanie Bacharachowi, gdy próbował ją zmusić do śpiewania wbrew sobie. Tak zaczęło się pasmo hitów, m.in.: "Anyone Who Had a Heart", "I Say a Little Prayer", "Do You Know the Way to San Jose" i "Walk on Bye".

Magiczna trójka pracowała razem do początku lat 70., gdy panowie poróżnili się, a Warwick wytoczyła im proces za naruszenie kontraktu. Nigdy jednak nie zerwała kontaktów z muzykami. – Od blisko 50 lat łączy nas przyjaźń. Śpiewałam piosenki, które pisali z myślą o mnie. To przywilej, bo dziś autorzy i wykonawcy nawet się nie spotykają – mówiła niedawno. – Kiedy pierwszy raz zobaczyłam Bacharacha, wiedziałam, że jest muzycznym geniuszem.

[srodtytul]Debiut w kościele [/srodtytul]

Wypatrzył ją w 1962 r. w nowojorskiej sali Apollo Theater. Przyjechała na konkurs talentów z rodzinną grupą Gospel-aires, w której występowała z siostrą Dee Dee oraz ciotką Cissy Houston (matką słynnej Whitney). – Dionne śpiewała najgłośniej i wyglądała niezwykle, była o klasę wyżej niż wszyscy wokół – zapamiętał Bacharach. Warwick wspomina: – Nagle podbiegł do nas mężczyzna i zapytał, czy zaśpiewamy w chórkach dla Sama Cooke'a.

Cooke był wówczas gwiazdą soulu, a siostry Warwick zdolnymi dziewczynami znikąd. Dionne urodziła się w New Jersey. Rodzice zawodowo zajmowali się muzyką. Gospel śpiewano w domu i baptystycznym kościele Nowej Nadziei. Tam, w wieku sześciu lat, dała swój pierwszy koncert. – Dziadek ustawił mnie na pulpicie, żebym była widoczna. Zaśpiewałam "Jesus Loves Me". Byłam wniebowzięta.

Dorastała w wielorasowym i wielowyznaniowym środowisku, nie doświadczyła dyskryminacji – to jeden z powodów, dla których nie poszła drogą soulowych wokalistek, zaangażowanych w działalność ruchu praw obywatelskich. – Moje dzieciństwo przebiegało pod auspicjami sąsiedzkiej organizacji narodów zjednoczonych.

Z liceum, dzięki stypendium, trafiła do muzycznego college'u, gdzie zrobiła doktorat z edukacji muzycznej. Gdyby nie wieczór w Apollo, uczyłaby śpiewu. Bacharach zatrudnił ją do nagrywania próbek utworów, które zanosił do wytwórni i prezentował wydawcom. Szef Scepter Records po przesłuchaniu jednej z nich powiedział: "Zapomnij o piosence, sprowadź mi tę dziewczynę!". Rok później wydała pierwszą płytę.

W latach 70., bez Bacharacha i Davida, wiodło jej się gorzej. Z innymi producentami nie łączyła jej taka więź. Elvis Costello, wielbiciel ich nagrań, uważa, że tych troje muzyków było dla siebie stworzonych: – Bacharach i David znaleźli w niej niebywale utalentowaną śpiewaczkę. Pisali utwory potwornie skomplikowane w sferze rytmu i harmonii, a ona potrafiła przekazać je w sposób zrozumiały i pozbawiony wysiłku. Warwick ma dwa wielkie auty – niespotykaną skalę głosu i kontrolę nad nim. Umie śpiewać w sposób chłodny i zwarty, ale także potężny i dramatyczny, nie okazując najmniejszego napięcia. Bacharach mówił wokalistom: "Nie kalkuluj, poczuj to". Ona czuła.

[srodtytul]Talent pod kontrolą[/srodtytul]

W latach 80. zaangażowała się w pracę charytatywną. Była honorowym Ambasadorem Zdrowia przy administracji Reagana, Busha i Clintona. W 1985 r. wzięła udział w nagraniu apelu "We Are the World", a rok później zebrała trzy miliony dolarów, śpiewając z Eltonem Johnem i Steviem Wonderem "That's What Friends Are for".

Albumy Wondera to jej ulubiona muzyka. Najchętniej słuchałaby jej w samochodzie lub w domu, ale rzadko tam bywa. Wciąż dużo koncertuje. W latach 90. nagrała kilka albumów z nowymi wersjami przebojów, a ostatnio płytę gospel "Why We Sing". Kiedy nie śpiewa, odsypia albo rozmawia przez telefon. – Jestem gadułą. Mam spore rachunki telefoniczne.

Jak donosił skrupulatny autor "Time'a", w 1967 r. płaciła 800 dolarów miesięcznie.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"