Gdy wszyscy szukają nowych wcieleń, ona trwa w ascetyzmie. Inni muzycy wydają się przy niej trochę śmieszni. Prężą się i silą, by nadać swym dziełom atrakcyjną formę, lepiej je sprzedać. A Chapman uparcie twierdzi, że wystarczą słowa i melodia, w najprostszej i najskromniejszej formie. Jej piosenek śpiewanych z akustyczną gitarą nie da się ulepszyć – takie, jakie są, brzmią doskonale.
Na nowej płycie „Our Bright Future” melancholijna Chapman śpiewa pogodniej. „I Did It All” to błyskotliwy pastisz muzyki z hotelowych barów. Wokalistka wciela się w trzeciorzędną gwiazdkę grywającą do kotleta, z szelmowską dumą podsumowuje dorobek: nieprzespane noce, wypite drinki, szybkie romanse.
Opowiada o życiu pospolitym jak „mieszanka jedwabiu z poliestrem”, ale ten tani życiorys nabiera wartości, gdy wyśpiewuje go kobieta stroniąca od blichtru. W knajpach Chapman grywała tylko chwilę, zaraz potem był prestiżowy uniwersytet, tytuł doktora sztuk pięknych i cztery nagrody Grammy. Skąd więc w jej głosie ten współczujący ton, zmieniający piosenkę w hołd dla milionów nieznanych i niegodnych zapamiętania muzyków? Wokalistka wie, jak niewiele ją od nich różni. Twardo stąpa po ziemi.
Z tej „pragmatyczności” bierze się siła jej piosenek. Jeśli brzmią jak poezja, to zawsze zakorzeniona w rzeczywistości: w detalach, portretach, dialogach. Podobnie jak w muzyce country, mamy tu wzięte z życia, intensywne obrazy. Albo przypowieści, na przykład „Save Us All” – streszczenie Biblii, sumę wiary w Boga, jednocześnie prostodusznej i głębokiej.
Chapman jest niezrównana, gdy w prostych słowach oddaje niuanse życia we dwoje. Nowe przykłady to: „A Theory” i „Conditional”. Pierwsza piosenka jest wyłożoną w kilku zdaniach teorią idealnego dopasowania i dowcipną instrukcją wcielania tego ideału w życie. Zaś „Conditional” dopowiada resztę, tyle że już na serio – mowa o kosztach, konsekwencjach i odpowiedzialności. Padają słowa: przysięga, obietnica, ślubowanie, jakby wcale nie straciły na wartości.