Kto nie widział na żywo, jak gra na swoim wielkim orkiestrionie, nie uwierzy, że to w ogóle możliwe. – Jeszcze sześć tygodni temu nie byłem pewien, co z tego wyjdzie – wyznał artysta, który ćwierć wieku temu zagrał po raz pierwszy w Polsce właśnie w Sali Kongresowej. Wtedy towarzyszyła mu Pat Metheny Group, wczoraj kilkadziesiąt instrumentów sterowanych elektronicznie z jego gitary.
Pierwsze trzy utwory zagrał zupełnie sam zmieniając gitary i nastroje. Ileż najróżniejszych dźwięków potrafi wyczarować z sześciu strun.
Kolejny utwór zagrał z malutkim robotem, który napędzał cztery talerzyki. Ale to wystarczyło, żeby zbudować intensywny podkład rytmiczny. – To jest Mr. Finger, przez niego komunikuję się z całym zestawem instrumentów, które stoją wokół mnie – powiedział później gitarzysta.
Ten zestaw był najpierw przykryty tkaniną, a kiedy Metheny zaintonował temat z albumu „Orchestrion” zasłona spadła i przez salę przeszedł okrzyk podziwu.
Okazało się wtedy, jak skomplikowane są to urządzenia. Bębny, kotły i czynele zawieszone były na ponad dwudziestu stelażach, po bokach stały tajemnicze komody z butelkami wypełnionymi mętną cieczą. Długo nie mogłem dojść, jakie dźwięki wydawały, dopóki nie zagrały same. Przypominały organy, ale bliższe byłoby porównanie do efektu dmuchania w butelkę.