[srodtytul]1 Dirty Dancing[/srodtytul]
[b]Różni kompozytorzy, 1987[/b]
To mój film wszech czasów. Gdy powstał, był nowoczesną propozycją dla młodzieży ze wspaniałą historią zakazanego owocu i kolekcją utworów, które nadawały mu klimat musicalu. Później wstydziłam się tej fascynacji, bo przecież „Dirty Dancing” jest okropnie kiczowaty, ale teraz już sobie wybaczam.
Nie ma tu muzyki tła – jest zbiór niesamowitych piosenek. Z jednej strony bardzo modnych hitów w stylu „Hungry Eyes”, z drugiej – klasyków przenoszących do lat 60., jak „Be My Baby” czy „Where Are You Tonight”. Duet „Time of My Life” zawsze mnie hipnotyzował, bo jest pigułką optymizmu, opowieścią o spełnionym marzeniu i momencie, w którym stać nas na wielkie rzeczy. Wyśledziłam, jaki syntezator został użyty w śpiewanej przez Patricka Swayze „She’s Like The Wind” i kupiłam go. Niestety ich programowanie mnie przerosło, zresztą dziś niewielu ludzi to potrafi. W Internecie można jeszcze kupić cartridge, na których kiedyś zapisywano brzmienia instrumentów – to rarytasy. Wbrew pozorom teraz trudno uzyskać brzmienia z lat 80.
[srodtytul]2 Twin Peaks[/srodtytul]