Trzeba przyznać, że los obszedł się ze Steve’m Irwinem w niebanalny sposób. Z jednej strony słynny „łowca krokodyli” zmarł w trakcie pracy, przypłacając życiem wielką pasję, jaką były dla niego obserwacje zagrożonych wyginięciem gatunków.
To sprzyja legendzie wielkiego Australijczyka, który wciąż pozostaje dla wielu wzorem człowieka pełnego odwagi i determinacji. Z drugiej strony okoliczności jego śmierci są wręcz groteskowe. Wspólnie z Philippe’em Cousteau (wnukiem słynnego Jacques’a Cousteau) był wtedy w trakcie nagrywania programu telewizyjnego na temat szkaradnic zatytułowanego „Najgroźniejsze stworzenia oceanu”.
Tego dnia jednak pogoda nie pozwoliła na rozpoczęcie zdjęć. Irwin zdecydował się więc na sfilmowanie kilku łatwiejszych scen do programu dla dzieci, który przygotowywał wspólnie ze swoją ośmioletnią córką Bindi. Przypadkowo przepłynął zbyt blisko płaszczki, która poczuła się zagrożona i zaatakowała go ogonem w klatkę piersiową, przebijając serce. Na całym świecie odnotowano tylko 17 przypadków zgonu człowieka po reakcji obronnej płaszczki. Śmierć Irwina to pierwszy znany przypadek uchwycenia takiego momentu na filmie.
Zachwycał widzów odwagą i wiedzą oraz błyskotliwym poczuciem humoru. Dzięki jego miłości do dzikich zwierząt miliony ludzi mogły stanąć niemal oko w oko z niebezpiecznymi stworzeniami. Podróżował po całym globie, chcąc ocalić zagrożone wyginięciem gatunki zwierząt oraz ich naturalne ekosystemy. Odkrył żółwia Irwina, którego nazwano tak na jego cześć. Sceny mrożące krew w żyłach były specjalnością Australijczyka – przed kamerami łapał gołymi rękami węże czy jadowite pająki, karmił krokodyla z własnym dzieckiem na ręku. Po jego śmierci premier Australii zaproponował pogrzeb państwowy, jednak bliscy odmówili.
Został pochowany w rodzinnej posiadłości znajdującej się na terenie Australia Zoo. Odprawiono także wielką uroczystość żałobną, którą na żywo oglądało około 300 milionów widzów na całym świecie. O Irwinie mówili wtedy m.in. Hugh Jackman, Cameron Diaz, Justin Timberlake, Kevin Costner i Russell Crowe. Ten ostatni kilkakrotnie już podkreślał, że przymierza się do wyreżyserowania i zagrania głównej roli w filmie o Steve Irwinie. To mógłby być absolutny hit.